Słuchaj nas online

RADIO AWANGARDA

słuchaj nas

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

Genialny, samotny i niezrozumiany – kim naprawdę był Zdzisław Beksiński?

Więcej od tego autora

Czas czytania: 3 minuty

Zdzisław Beksiński (ur. 24 lutego 1929 w Sanoku, zm. 21 lutego 2005 w Warszawie) – człowiek, który projektował autobusy, malował koszmary i bał się latać samolotem

Czy można jednocześnie projektować autobusy, słuchać Bacha i malować wizje rodem z najgorszych koszmarów? Można – jeśli jest się Zdzisławem Beksińskim. To historia człowieka, który z wykształcenia był inżynierem, z zawodu projektantem, a z duszy – artystą totalnym. Tworzył obrazy, które przypominają postapokaliptyczne marzenia sennych demonów, ale prywatnie był inteligentnym, ironicznym i całkiem zabawnym gościem.

Jego życie było pełne paradoksów: malował śmierć, ale sam nie znosił depresyjnych rozmów. Projektował futurystyczne autobusy, ale nigdy nie zrobił prawa jazdy. Jego obrazy inspirowały twórców horrorów, ale on sam nie oglądał filmów grozy.

Kim naprawdę był ten niezwykły człowiek?

Autobusy, fotografia i pierwsze kroki w sztuce

Zanim Beksiński stał się mistrzem mrocznych wizji, miał zupełnie inne życie – takie, które mogłoby prowadzić do stabilnej kariery i emerytury w cieplutkim biurze projektowym. Ukończył architekturę na Politechnice Krakowskiej, ale zamiast projektować pałace czy nowoczesne osiedla, trafił… do Sanockiej Fabryki Autobusów.

Tak, dobrze czytasz – Beksiński projektował autobusy. Możliwe, że ktoś z twojej rodziny jeździł jednym z jego pojazdów, zupełnie nieświadomy, że jego twórca spędzał wieczory na malowaniu zdeformowanych postaci i surrealistycznych ruin.

Ale inżynieria i schematy techniczne nie były dla niego. Po godzinach eksperymentował z fotografią, rzeźbił i powoli wciągał się w świat sztuki. Przez kilka lat balansował między nudnym etatem a pasją, aż w końcu powiedział „dość” i poświęcił się malarstwu.

Koszmary, które wiszą w muzeach

Beksiński nie lubił tłumaczyć swoich obrazów. Gdy ktoś pytał go, co oznacza dana scena, zwykle odpowiadał, że nie ma pojęcia – on po prostu malował to, co czuł. Jego sztuka to wizualny horror: zdeformowane postacie, pustynne krajobrazy, gotyckie ruiny, potwory o rozciągniętych twarzach. Wygląda to jak kadry z najdziwniejszego snu, który jednocześnie fascynuje i przeraża.

I choć jego obrazy kojarzą się z mrokiem i śmiercią, Beksiński prywatnie wcale nie był depresyjnym odludkiem. Wręcz przeciwnie – miał świetne poczucie humoru, lubił inteligentne żarty i uwielbiał nowinki technologiczne. Kiedy pojawiły się komputery, był jednym z pierwszych artystów, którzy zaczęli eksperymentować z grafiką cyfrową.

Samotność, tragedie i tragiczny koniec

Beksiński nie lubił wychodzić z domu, unikał wystaw i nie znosił podróży – zwłaszcza samolotem. Wolał swoją pracownię, muzykę klasyczną i samotność. Niestety, jego życie prywatne było równie dramatyczne, co jego obrazy.

  • Jego żona zmarła w 1998 roku.
  • Rok później jego syn, Tomasz Beksiński, popełnił samobójstwo.
  • W 2005 roku Beksiński został zamordowany w swoim mieszkaniu przez syna swojego znajomego.

Jego śmierć była szokiem, ale jeszcze większym szokiem jest to, jak aktualne i ponadczasowe są jego prace. Dziś jego obrazy inspirują twórców horrorów, gier wideo i filmów. Gdyby żył, pewnie uwielbiałby możliwości, jakie daje sztuka cyfrowa i AI.

Beksiński – artysta, który nie pasował do żadnej definicji

Beksiński to jedna z tych postaci, które wymykają się schematom. Inżynier, który nie chciał być inżynierem. Artysta, który nie chciał tłumaczyć swojej sztuki. Człowiek, który malował śmierć, ale sam nie znosił ponurych rozmów.

Może dlatego jego obrazy są tak fascynujące – bo nie da się ich jednoznacznie zinterpretować, a ich twórca był równie tajemniczy, co one.

Koniecznie przeczytaj

Najnowsze