Bilety ulgowe i olimpijskie przywileje
No dobra, wszyscy znamy tanie bilety ulgowe. Kupujesz taki bilet na autobus, koncert czy do muzeum, a potem przychodzi moment prawdy – musisz udowodnić, że faktycznie należy ci się ta ulga. Legitymacja studencka, dowód emeryta, może coś z pieczątką, co ma potwierdzić, że faktycznie jesteś tym, kim mówisz. Proste, prawda? Zawsze przyjmowaliśmy, że to właśnie ty musisz pokazać dokument, a nie że kontroler ma ci udowadniać, że nie masz prawa do ulgi. Logiczne, nie?
Odwrotnie być nie może
Wyobraź sobie teraz, że zamiast pokazać legitymację, zaczynasz żądać od kontrolera, żeby to on ci udowodnił, że nie masz prawa do ulgi. „Proszę bardzo, pokaż mi dowód, że nie jestem studentką!” Absurd, prawda? Ludzie zaczęliby kręcić głowami, a niektórzy być może dzwoniliby po odpowiednią służbę. A co by się stało, gdybyś dorzucił argument, że sprawdzanie biletu to zachowanie rodem z nazistowskich Niemiec? No, wtedy to już mamy pełen pakiet – bileter miałby dobry powód, żeby odesłać cię prosto na badania psychiatryczne.
Sportowe ulgi, czyli kto startuje z przewagą
No właśnie, a teraz przesuńmy tę logikę do świata sportu. Tu też mamy swoje „ulgi”. Podział na kategorie wiekowe czy wagowe w zapasach to coś jak bilet ulgowy – sprawiają, że wszyscy mają równe szanse. W ten sposób nasz ważący 60 kilogramów zapaśnik nie musi obawiać się, że zmiażdży go człowiek ważący dwa razy tyle. W tym systemie nikt nie kwestionuje wyników ważenia – wskakujesz na wagę i sprawa załatwiona. Ale jest jedna kategoria, która co chwilę wywołuje zamieszanie – sport kobiet. Zastanawiamy się, kto ma prawo startować w tej kategorii, czyli kto może skorzystać z tej ogromnej „ulgi”. Bo, spójrzmy prawdzie w oczy, kobiety nie osiągają wyników takich jak mężczyźni. To żadna tajemnica, że złote medalistki z Paryża 2024 nie zbliżyły się do minimum kwalifikacyjnego mężczyzn. Mężczyzna startujący w sporcie kobiecym? To jak czołg na ringu zapaśniczym – nie ma tu mowy o fair play.
Zamieszanie w Paryżu
Na Igrzyskach w Paryżu 2024 temat wrócił ze zdwojoną siłą. Dwie osoby, Lin Yu-Ting i Imane Khelif, miały rywalizować w boksie w kategorii kobiet, a wokół tego wybuchła burza. Jedni twierdzili, że to oszustwo, inni zapewniali, że wszystko gra. I jak to często bywa, kończyło się na nieudolnych tłumaczeniach albo na kompletnych nonsensach. „Khelif i Lin Yu-Ting to mężczyźni? Nie ma na to wiarygodnych dowodów.” I na tym skończyło wyjaśnianie. To tak, jakby kontroler nie musiał sprawdzać twojej legitymacji studenckiej, bo „nie ma dowodów”, że nią nie jesteś. Świetna logika, prawda? A z drugiej strony, nikt nie pokazał dowodów na to, że obie zawodniczki mają prawo do startu w kategorii kobiet. Ostatecznie, zamiast konkretów, dostaliśmy tylko opowieści o porażkach z kobietami i wyglądzie „jak na kobietę”.
Historia zna takie przypadki
Thomas Bach, prezes MKOl, rzucił podczas konferencji prasowej: „To kobiety, bo mają to wpisane w paszportach.” Cóż, panie Bach, historia nowożytnego sportu mogłaby pana zaskoczyć. Mieliśmy przecież takie przypadki jak Zdena Koubková czy nasza Zofia Smętek, które początkowo startowały jako kobiety, a potem zdecydowały, że jednak wolą być mężczyznami. Zresztą, Zofia zdobyła mistrzostwo Polski w rzucie oszczepem, a potem i w tenisie stołowym. Bo czemu nie? A co z naszą Stanisławą Walasiewicz? Przez lata była kobietą, aż do momentu sekcji zwłok po jej tragicznej śmierci, kiedy to odkryto, że miała chromosomy X i Y. Mozaicyzm, mówili lekarze, co jeszcze bardziej zamieszało w całej tej historii.
Ciekawostka: pierwsza wielka afera o płeć na igrzyskach miała miejsce w 1936 roku w Berlinie. Wszyscy podejrzewali Helen Stephens, rywalkę Walasiewiczówny, o to, że nie jest kobietą. Co ciekawe, Stephens miała podobno takie kobiece wdzięki, że sam Hitler zapraszał ją na weekend do Berchtesgaden.
Co dalej z kategorią kobiet?
Ostatecznie, problem pozostaje nierozwiązany. Czy powinniśmy wprowadzić nowe kategorie dla osób interpłciowych? A może znieść podział na kobiety i mężczyzn? Jedno jest pewne: kategoria kobiet staje się coraz bardziej skomplikowaną „ulgą” w świecie sportu. Ale pamiętajmy: jak jest ulga, to muszą być i dowody na jej przyznanie.