Trenczyn to wielkie – niewielkie miasto w środkowej części Słowacji, blisko granicy Czeskiej. Niewielkie, bo liczy około 50 tysięcy mieszkańców i jak na polskie warunki jest niewielkie, z kolei w Słowacji jest ósmym miastem co do wielkości, więc i z tym określeniem można się zgodzić.
Jeśli chodzi o charakter urbanistyczny, Trenczyn jest dla mnie bardzo ciekawy. Nie ma charakterystycznej rozbudowy, do której jesteśmy przyzwyczajeni, czyli wokół centralnej części miasta, dookoła rynku, tylko niejako spływa od zbocza Breziny, która jest parkiem leśnym na południowo zachodnim krańcu Gór Strażowskich (co ciekawe, żadnej brzozy na Brezinie nie widziałam). Zabudowa rozpoczyna się od zamku, poniżej którego mamy główną część miasta, ze starymi budynkami i mnóstwem urokliwych zakątków i zaułków. Miasto poszerza się w tych kierunkach, które nie są blokowane przez Brezinę. Ta z kolei jest pięknym pasmem spacerowym, ze ścieżkami, miejscami do zabawy dla dzieci czy odpoczynku dla dorosłych, trasami rowerowymi, hotelem i pubem. Idąc Breziną, tuż przed zamkiem, wejdziemy na polanę – Czereśniowy sad. Miejsce o tyle ciekawe, że w tym roku można tam zobaczyć… już zakorzenione sadzonki czereśni, których od lat, mimo nazwy, nie było tam.
Charakterystycznym elementem, widocznym z daleka, jest Trenciansky hrad – zamek obronny, którego początki sięgają XI wieku. Jest świetnie zachowany, zresztą prace rekonstrukcyjne trwają do dziś. Jeszcze kilka lat temu wstęp na mury był niedostępny dla turystów, teraz jest to w pełni możliwe. Urzeka mnie surowość budowli, jej monumentalność przy jednoczesnym bardzo dobrym stanie, co nie zdarza się często zważywszy na tak stare obiekty. Cyklicznie odbywają się tam imprezy dla mieszkańców i turystów. Tym razem miałam okazję zobaczyć pokazy sokolników i inscenizację turnieju rycerskiego. Są również nocne atrakcje – zwłaszcza dla dzieci może być fajnym przeżyciem spotkanie białej damy snującej się po murach, co jest widoczne nawet z daleka, w świetle reflektorów. (Ja bym miała frajdę na całe życie zetknąwszy się z ową damą – wyobrażaną w naszym dobrym, starym, jakże urokliwym filmie „Wakacje z duchami”.)
Na uwagę w centrum zasługuje kolumna morowa. Jest wotum wdzięczności za ocalenie życia po przejściu epidemii – w 1710 roku w Trenczynie była to dżuma. Kolumny morowe stały się popularne w połowie XVI wieku, po Soborze Trydenckim. Stawiano je głównie w Monarchii habsburskiej, stąd tak często można się na nie natknąć w Czechach, Słowacji, Austrii, choć i w Polsce, zwłaszcza na Śląsku, możemy je podziwiać. Niestety wielu młodych ludzi patrząc na te kolumny zupełnie nie kojarzy ich z niegdysiejszymi epidemiami. (Gdyby nie postęp medycyny, zapewne po niedawnej fali covidu w niejednym miejscu taka współczesna kolumna by powstała…)
{gallery}Trenczyn:::0:0{/gallery}
Wakacje czy nie, do Trenczyna warto zajrzeć. Poszwendać się po uliczkach i zaułkach, usiąść w urokliwym miejscu, wejść na hrad… Zapraszam. Ja na pewno kolejny raz wrócę.