„Jest ona czymś, co zindywidualizowane w sobie przez bycie dla siebie, co jednak nie istnieje samo przez siebie, a jedynie jako siła wroga światłu i może przez to trwać w doskonałej jednorodności.”
Ciemność to coś, co potrafi spędzać sen z powiek nie tylko małym dzieciom, które boją się potworów pod łóżkiem, ale także niejednemu filozofowi z aspiracjami metafizycznymi. Weźmy na przykład takiego Hegla. W swoim monumentalnym dziele, „Nauka logiki”, postanowił przyjrzeć się ciemności – nie, nie takiej zwykłej, codziennej, jaką widzisz za oknem nocą. Hegel wolał raczej bawić się myślą o ciemności jako zindywidualizowanej sile, która jest wrogiem światła, ale nie istnieje sama przez się, tylko trwa w jakiejś enigmatycznej jednorodności. Brzmi imponująco? No cóż, przynajmniej dopóki nie przeczytasz, co mają na ten temat do powiedzenia fizycy.
A więc, w jednym rogu ringu mamy Hegla z jego mistyczną ciemnością, która działa, jakby miała jakąś poważną misję do spełnienia w kosmicznej dramie światła. W drugim rogu – mamy fizyków, którzy stwierdzają bez ogródek: „Ciemność? To po prostu brak światła.” I tyle. Żadnych filozoficznych uniesień, żadnych skomplikowanych formułek o dialektyce bytu i niebytu. Z punktu widzenia nauki, ciemność to nic więcej niż stan, w którym nie dociera do nas światło. Właśnie tak – brak światła, koniec opowieści, rozejdźmy się.
Ale Hegel, jak przystało na prawdziwego filozofa, nie mógł poprzestać na takim trywialnym wyjaśnieniu. Po co zadowalać się nudną definicją z podręcznika fizyki, skoro można przypisać ciemności jakieś ukryte intencje? Co więcej, ciemność w ujęciu Hegla to siła wręcz aktywna, zindywidualizowana, jakby w ciemnych kątach rzeczywistości kryło się coś, co czeka tylko na moment, aby uderzyć w światło. Z punktu widzenia filozofa, takie rzeczy się po prostu dzieją.
Oczywiście, żeby było bardziej filozoficznie, ciemność Hegla nie może istnieć sama z siebie – to by było zbyt proste. Nie, ona trwa tylko jako przeciwieństwo światła. To jakby powiedzieć, że śnieg istnieje tylko dlatego, że mamy ciepło, a deszcz pojawia się, bo istnieje suchość. Logika? Jaka logika? Ważne, że brzmi mądrze i odwiecznie.
Sarkastycznie mówiąc, filozofowie mają ten niesamowity dar – potrafią przemieniać coś zwykłego w coś mistycznego, a potem sprzedawać to jako głęboką prawdę o świecie. Dla fizyka ciemność to brak fotonów, a dla filozofa – głęboka, kosmiczna siła, którą trzeba najpierw dialektycznie ogarnąć, żeby nie zwariować. Jeśli przypadkiem zastanawiasz się, dlaczego Hegel nazywał siebie „duchem”, odpowiedź może kryć się właśnie w jego nieco odjechanym podejściu do rzeczywistości.
I to właśnie jest piękno metafizyki! Gdy inni widzą proste zjawisko, filozof widzi epicką batalię ciemności i światła. Ale czy powinniśmy brać to na poważnie? Jeśli miałbyś do wyboru wierzyć w to, że ciemność to po prostu brak światła albo że jest to jakaś tajemnicza siła, która kroczy wrogim krokiem w stronę świetlistości – cóż, decyzja należy do ciebie. Ale pamiętaj – filozofowie mają tendencję do dramatyzowania rzeczywistości. Gdy tylko zobaczą coś, co można przekształcić w alegorię, robią to z ochotą, jakby życie bez tego straciło sens.
Więc może, zanim uwierzymy w coś, co mówi filozof, warto zrobić przerwę i zapytać fizyka: „Hej, czy to na pewno działa tak, jak filozof nam tu tłumaczy?” Prawdopodobnie dostaniesz odpowiedź o wiele prostszą i mniej przyprawiającą o ból głowy niż zawiłe rozważania o „jednorodnej sile” czy „wrogiej mocy”. Tak, metafizyka potrafi być zabawna, ale czasem lepiej nie brać jej zbyt poważnie. Chyba że naprawdę wierzysz, że ciemność ma jakieś poważne plany wobec ciebie. W takim razie, radzę zaopatrzyć się w latarkę.
Na wszelki wypadek.