Zadziwiająca historia. O niezwykle silnej kobiecie, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku w Ameryce. Emigrantka z Irlandii, ambitna, tytan pracy, z wybuchowym dość charakterem. Te cechy pozwoliły jej przetrwać cały cyrk, jakim było jej życie.
Doskonały tytuł, wieloznaczny. Można go odbierać na kilka sposobów. Dosłownie, jako gorączka tyfusowa, której nosicielką była główna bohaterka. Z tej przyczyny jej życie to pasmo przeróżnych, niezwykle hmmm smutnych zdarzeń. Jej trudny charakter dodatkowo komplikował całą zaistniałą sytuację. Była to kobieta inteligentna, mająca pewną wiedzę o świecie i otaczającej ją rzeczywistości, ale z trudem podporządkowywała się wymogom, które narzuciło na nią państwo. Była potencjalną bombą, zdrową nosicielką tyfusu i w gruncie rzeczy nie dopuszczała do swojej świadomości, że to ona była przyczyną wybuchu epidemii w domach, w których pracowała jako kucharka, a była w swoim fachu wybitna, a co za tym idzie śmierci niektórych osób zarażonych przez nią zupełnie nieświadomie. Nie wierzyła, że to możliwe, skoro sama nigdy nie chorowała. Stąd jej bunt, sprzeciw, walka o swoją wolność.
Gorączka – w zasadzie całe jej życie to swego rodzaju stan podniesionej temperatury. A to za sprawą choćby uczuciową. Bo związana była od 17 roku życia z człowiekiem niezbyt odpowiedzialnym, nadużywającym alkoholu. Kochała go, ale nie zgadzała się na jego lekki tryb życia, walczyła z nim i z jego nałogiem. Podczas jej przymusowej izolacji ich drogi się rozeszły, niemniej późniejsze wydarzenia znów ich do siebie zbliżyły, z jakim skutkiem, przeczytajcie sami . Mary Mallon ciągle gdzieś goniła, uciekała. Przed ścigającym ją inspektorem sanitarnym, uczuciem, samą sobą. Na obcej ziemi, z dala od rodzinnego domu, na walizkach. Bieg i ucieczka jednocześnie. Przed śmiercią, która szła za nią krok w krok. Trudno orzec, czy była ofiarą systemu, czy też świadomą zbrodniarką.
Gorączka – rzeczywistość przełomu XIX i XX wieku. Bardzo dobry obraz społeczeństwa klasy robotniczej, służących, pracowników dorywczych. Rozwój gospodarczy, techniczny to też gorączkowe poszukiwania nowych, lepszych rozwiązań, które ułatwiłyby ludziom życie.
I ona, Mary Mallon, w tym amerykańskim kotle przemian. Dzięki sile swojego charakteru, zapobiegliwości, pracowitości, odrobiny sprytu, uporu, potrafiła się w nim odnaleźć. Walczyć o siebie, pewna swoich przekonań, wzbudzająca szacunek. Ale jak wszystko na świecie i jej energia powoli się wyczerpywała. Tuż przed kolejną izolacją można dostrzec w jej zachowaniu pewne zmiany. Jakby rezygnację, godzenie się na pewne sprawy, na które wcześniej reagowałaby oporem. Czy to zmęczenie nieustanną walką, czy może wyrzut sumienia. Czy własne obserwacje uświadomiły jej, że nie ma sensu rozbijać głowy o mur niemożliwości. Pewnych spraw i pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Prawda stara jak świat i być może Mary Mallon to pojęła. Bo mając tak trudne życie jak ona, może przyjść moment, kiedy ma się obsolutnie dość wszystkiego, kiedy człowiek toczy się siłą rozpędu a nie własnej energii. Bo nie ma jej z czego już wykrzesać. Bo utracił swój punkt odniesienia. Bo wszelkie podejmowane wysiłki prędzej czy później zmieniają się w katastrofę. Bo wszystko, czego się dotknie przesypuje się przez palce i nie zostaje nic poza uczuciem straty, porażki i przegranej.
Świetna powieść. Bardzo wiernie oparta na prawdziwych wydarzeniach. Z bardzo dobrze, wyraziście ujętą bohaterką. Z obrazem społecznym Ameryki, który jako tło pozwala zrozumieć historię tyfusowej Mary. Gorzka, emocjonalna, smutna.
Polecam bardzo.