Słuchaj nas online

RADIO AWANGARDA

słuchaj nas

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

Ludwig Wittgenstein

Więcej od tego autora

Czas czytania: 3 minuty

Co za typ, ten Wittgenstein!

Wyobraź sobie, że ktoś postanawia napisać jedną z najważniejszych książek filozoficznych XX wieku… w okopach pierwszej wojny światowej. Tak, serio. Ludwig Wittgenstein, gość o umyśle ostrym jak brzytwa i duszy skomplikowanej jak instrukcja do składania komputera kwantowego, uznał, że to idealny moment, żeby przemyśleć, czym jest świat, język, myśl i… milczenie. Z tej niecodziennej refleksji powstał „Traktat logiczno-filozoficzny”, dzieło tak dziwaczne i genialne zarazem, że czytając je, człowiek nie wie, czy ma się śmiać, płakać, czy jednak zamówić pizzę i poczekać, aż filozofia sama się przetrawi.

Świat, czyli wszystko, co się wydarza

Na początek bomba – świat to nie rzeczy. Serio. Według Wittgensteina świat to „wszystko, co się zdarza”. Czyli nie „co jest”, ale „co się dzieje”. Innymi słowy: nie licz się z tym, co widzisz, tylko z tym, jak to działa. A działa tak, że różne rzeczy się ze sobą łączą w fakty – jak klocki Lego, które dopiero po połączeniu stają się czymś, co da się nazwać światem. To właśnie „fakty” są tym, z czego utkany jest świat. A tezy Wittgensteina są jak szkielet tej układanki – suche, numerowane i lakoniczne, jakby filozof powiedział „nie zamierzam ci tego tłumaczyć, sam kombinuj”.

Odrestaurowany dom Ludwiga Wittgensteina w Skjolden w Norwegii

Obraz to nie selfie, ale też pokazuje prawdę

Wittgenstein wymyślił sobie, że myślenie to tworzenie „obrazów faktów”. Ale nie takich z Instagrama – tylko takich, które mają strukturę podobną do rzeczywistości. Wyobraź sobie mapę: miasta, rzeka, góry. Jeżeli ta mapa ma strukturę podobną do rzeczywistej geografii, to jest „prawdziwa”. Tak samo jest z myślą – jeśli jej składniki (cokolwiek to znaczy, a Wittgenstein nie ułatwia) są ułożone tak, jak w świecie, to masz myśl zgodną z rzeczywistością. Proste? Nooo… jak dobrze rozrysujesz, to może i tak.

Język – wspaniałe narzędzie, które też czasem zawodzi

Gdy już sobie pomyślisz coś fajnego, możesz to powiedzieć. A jak powiesz, to używasz języka. I tu zaczynają się schody. Bo język, jak się okazuje, to taka sprytna maszynka, która potrafi świetnie przedstawiać rzeczywistość, ale też bardzo łatwo potrafi nas wpuścić w maliny. Bo mówić to jedno, a zrozumieć, co się właściwie powiedziało – to zupełnie inna bajka. I to bajka z wieloma zakończeniami. Wittgenstein pokazuje, że często nie widzimy, co naprawdę mówią nasze zdania, bo język jest jak kostium – może przebrać myśl i trudno rozpoznać, co pod spodem.

A potem wjeżdża logika, cała na biało

W połowie traktatu dzieje się coś dziwnego – jakby zmienił się nastrój całej książki. Z rozważań o faktach, zdaniach i myślach nagle przechodzimy do… logiki. Takiej, która nie tylko mówi, co z czym się łączy, ale też czego nie da się powiedzieć. A to, czego nie da się powiedzieć – trzeba przemilczeć. I właśnie w tym milczeniu kryje się coś, co niektórzy filozofowie próbują nazwać sensem życia, etyką, duchowością… a Wittgenstein tylko patrzy i mówi: „Niech to zostanie niewypowiedziane”.

Traktat jak płyta winylowa

Na koniec zostawmy sobie najpiękniejszą metaforę. Dla Wittgensteina myśl, zapis nutowy, gra pianisty, drgania płyty gramofonowej i dźwięk w głośniku – to wszystko obrazy tej samej rzeczy. Różne formy tej samej melodii, które mają wspólną strukturę. Niby inny materiał, niby inny kształt, ale gdzieś tam, pod spodem, gra ta sama melodia. I tak właśnie działa sens. Prawda, że piękne? I takie właśnie jest to dzieło – z pozoru oschłe jak toast bez kieliszka, ale w środku kryje się coś niesamowicie poruszającego.

Przeczytaj rownież: Ludwig Wittgenstein w Krakowie

Koniecznie przeczytaj

Najnowsze