Już w dzieciństwie tęsknotę miłości upojną
Zaczynałem poznawać duszą niespokojną:
Na miękkiej snu pościeli w nieprzespane noce,
Gdy pod ikoną słabe światełko migoce,
Wyobraźnią, niejasnym przeczuciem trapiony,
Mój umysł powierzałem wizjom niezwalczonym.
Widziałem twarz kobiecą — jak lód mroźne
tchnienie.
I oczy — dotąd w sercu żyje ich spojrzenie;
Od przestępstw, jak sumienie, chroni moją duszę,
Ostatni ślad chłopięcych przywidzeń i wzruszeń.
Pokochałem dziewczynę od życia goręcej,
Tak już kochać nie umiem i nie będę więcej.
A gdy się rozpływało widmo drogocenne,
W samotności rzucałem spojrzenia płomienne
Na żółte ściany, z których — zdawało się- cienie
Do moich stóp schodziły wolno nieskończenie.
I wspomnienia jak cienie przepływały ciemne—
Choć to sny tylko były, a jednak przyjemne.
Przełożył
Leopold Lewin