Słuchajcie, dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o czymś totalnie odjechanym. Wczoraj, w kinie „Janosik”, obejrzałem film „Nasienie świętej figi” i wciąż zbieram szczękę z podłogi. Ale zanim o filmie – muszę wam coś powiedzieć o drzewie, które stało się jego główną metaforą. Bo to to nie jest zwykłe drzewo, to botaniczny psychopata! I wiecie co, za żadne skarby nie umiem sobie wyobrazić, że natura pozwala na takie rzeczy, gdzie niby wszystko jest poukładane i czemuś służy. Na dodatek, łacińska nazwa tego drzewa to… Ficus religiosa! Ale do rzeczy.

Figowiec pagodowy – święty, ale z ciemną stroną
Wyobraźcie sobie, że rośnie sobie drzewo i niby nic mu nie zagraża, a tu nagle BAM – zaczyna je oplatać jakiś pasożyt. Ale nie byle jaki! Figowiec pagodowy (znany też jako drzewo Bo) działa jak roślinny Darth Vader: na początku jest malutką, niewinną siewką, ale gdy tylko zapuści korzenie, zaczyna dusić swoje drzewo-gospodarza, odbierając mu dostęp do światła i składników odżywczych. A potem? Potem to już tylko trup ściele się gęsto (w świecie roślin, oczywiście).
A teraz najlepsze: to samo drzewo jest święte w hinduizmie i buddyzmie. Mówi się, że to właśnie pod takim figowcem Budda doznał oświecenia. Czyli mamy tu drzewo-mordercę, które jednocześnie symbolizuje spokój i harmonię. Nie obejmuję tego 🙂

I tu wchodzi film – cały metaforycznie
No i teraz wyobraźcie sobie, że ktoś bierze tę ideę i robi z niej film o toksycznych rodzinnych relacjach. Właśnie tak zrobił Mohammad Rasoulof w „Nasieniu świętej figi„. Wykorzystał figowca jako metaforę – w jego filmie relacje rodzinne działają dokładnie jak to drzewo. Najpierw myślisz, że wszystko jest okej, ale z czasem coś zaczyna cię oplatać, dusić, odbierać przestrzeń… aż w końcu nie masz czym oddychać. Brzmi znajomo?
Film jest irański, zdobył nagrody w Cannes i był nominowany do Oscara. A ja opowiem wam o nim więcej w poniedziałkowym Kalejdoskopie Radia Awangarda o 20:30. Serio, jeśli lubicie mocne kino, to musicie to zobaczyć, a ja jeszcze dorzucę refleksję o innym irańskim filmie – Tatami. Więc jeśli tylko znajdziecie czas w poniedziałkowy wieczór, zapraszam na audycję już teraz 🙂
Zakończę małą refleksją
Ten figowiec to dla mnie symbol życia: niby piękne, niby pełne oświecenia, ale zawsze znajdzie się coś, co zacznie cię dusić. Tylko pytanie: kto tu jest figowcem, a kto tym biednym drzewem-gospodarzem? I z tą refleksją zostawiam Was do poniedziałku!