Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

„Może być czasem coś lekkiego…”, czyli bawmy się życiem

Więcej od tego autora

Przeczytasz w: 3 minuty

Felieton, jak z definicji wynika, jest krótką formą publicystyczną, utrzymaną w osobistym tonie i lekkiej formie, co nie znaczy, że temat również powinien być lekki. Często to właśnie trudne tematy wymagają luźnego przekazu, żeby miały szanse dotrzeć do szerokiego odbiorcy. Jednak jeden z moich stałych czytelników, wychwalając moją „stateczność” w ujmowaniu tematów, zasugerował nieśmiało: „Może być czasem coś lekkiego i będzie fajnie”. Jak kolega powiedział, tak obiecałam zrobić, bo raczej inna odpowiedź nie wchodziła w grę, wobec tak grzecznej sugestii…

W poszukiwaniu tematu

Pomyślałam, że napiszę o sobie. Większość życia mam już z drugiej strony, sporo przeżyć, zabawnych historii, różnych doświadczeń i przemyśleń, mogę więc samą siebie wykorzystać, jakkolwiek dwuznacznie to brzmi. Ale… jednak nie napiszę o sobie! Bo lekka nie jestem.

Zaczęłam więc myśleć o literaturze. W końcu całkiem sporo czytam, to coś znajdę do zrecenzowania, zachęcenia, wskazania wartościowych treści. Może ostatnia lektura, bardzo ciekawa i rzetelna biografia „Rasputina”. Ale i tu fiasko – jakże mi pisać o książce, skoro ona nie jest lekka, wręcz przeciwnie – jest bardzo ciężka, zwłaszcza jak na książkę – waży prawie dwa kilogramy! I nijak się ma do nieznośnej lekkości bytu – to spory ciężar spoczywający w moich dłoniach, gdy usiłuję zwinąć się w kłębek i w komforcie relaksu czytać. Nie, to nie jest lekkie!

Znad morza może o romantycznym spotkaniu opowiem? Gdzie z bratnim duszem (nie mylić z bratnią duszą) się spotkałam. I tak sobie szliśmy razem, w pełnym słońcu, a mewy krążyły nad nami… Jednak i o tym nie opowiem. Bo to w ogóle nie jest lekka historia, a to za przyczyną jednej wcale nieromantycznej mewy, która dokładnie nad nami otwarła swoje podwozie i to, co z niego na nas wypadło, w żadnym wypadku nie było lekkie! Ptasie gie podobno bogactwo przynosi, ale to się nam nie ziściło, więc i na tej płaszczyźnie nie ma lekko…

Nic, naprawdę nic?

Czyżbym naprawdę nic nie znalazła? Żadnego lekkiego tematu? I tu mnie olśniło! Poruszam się w odległych obszarach pamięci, a wystarczy odnieść się do tu i teraz. Ostatnio poszłam na zakupy i… wyszłam ze sklepu z naprawdę lekką siatką! W portfelu też jakoś tak dziwnie lekko. A że do cudzego portfela nie powinno się zaglądać, to jakże mogłabym zrobić to sobie? No i ostatnia nadzieja przepadła – drogi kolego, nie ma lekko. Nie opowiem o zasobności portfela ani o zakupach, choć te akurat wyjątkowo lekkie miewam w ostatnim czasie. Ale jakoś tak nie wypada chwalić się tym, czego w torbie brakuje…

Bawmy się życiem

Żeby nie wpaść w ponury nastrój, przywołałam swoje bardzo odległe wspomnienie, z czasów, gdy ledwo skończyłam 20 lat. Był to czas, kiedy dużą rolę w moim życiu odgrywały autorytety, jednak nie z piedestałów, a z tak zwanego zwykłego życia. Sporo się uczyłam od ludzi, w których rozpoznawałam prawość, charakter, zasady, wartości. Zresztą to mi zostało do dziś. Nie na darmo się mówi, że człowiek uczy się przez całe życie. I nigdy nie wiadomo, kto swoim życiem i swoją postawą będzie wzorem albo kimś, kto przez samo obcowanie ubogaci.

Wciąż pamiętam tamto pierwsze spotkanie, w letniej, wiejskiej chacie, gdzie wizyty gości z najwyższych intelektualnych sfer przeplatały się z prostymi sąsiadami, jak na przykład niepiśmienną starą Mańką, do której gospodarz zawsze zwracał się nie inaczej, jak „pani Mario”. Pamiętam jego żonę, która nigdy nie nie lubiła siedzieć bezczynnie, chyba że przy herbacie albo lampce wina i rozmowach na temat literatury, sztuki albo głupot, po których już tylko śmiech długo wybrzmiewał w przestrzeń.

Pamiętam to pierwsze spotkanie z nimi, gdy pomagałam przy kolacji, jak patrzył mi na ręce, kiedy obierałam jajko, a one drżały z zakłopotania. I jak żartował, że mi drżą. A później uczył, żeby się śmiać z siebie i z życia, żeby się bawić życiem. I choć od dawna go nie ma i dawno minął tamten świat, ja nadal stosuję tę zasadę.

Bo czemu by nie?

Łatwo przychodzi mi się śmiać. Z siebie, że nie jestem lekka, jakkolwiek to rozumieć, z książki, że ciężka i nieporęczna i waży więcej niż bochenek chleba. Umiem się śmiać z celnego obsrania przez mewę i nawet użyć dosadnego wyrazu na określenie faktu, po którym żadnego szczególnego szczęścia nie było ani dla mnie, ani dla przyjaciela, bo obojgu nam się od mewy dostało – jemu wprost, mnie – rykoszetem. I nawet z coraz cieńszego portfela i lżejszych zakupów umiem się śmiać. I mogę bawić się życiem. Bo czemu by nie? Czego i Wam, Drodzy Czytelnicy, życzę…

Koniecznie przeczytaj

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze