Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

Nigdy nie mów nigdy, czyli każdy bywa naiwny

Więcej od tego autora

Przeczytasz w: 5 minuty

Na portalu Netflix miała miejsce premiera filmu dokumentalnego „Oszust z tindera”. Obejrzeliśmy oboje z Ulubionym i wywiązała się dyskusja dotycząca naiwności. Ulubiony twierdził, że dziewczyny były naiwne i on taki by nie był. Roześmiałam się. Dlaczego? Z oszustami i mitomanami mam własne dość bogate doświadczenie. I wiem jedno. Każdego można oszukać. Trzeba tylko znaleźć jego słaby punkt i w to uderzać, by uśpić jego czujność i następnie sprzedać mu wyczekiwany kit.

Mój przyjaciel z dzieciństwa, który jest gejem przeżył coś takiego wiele lat temu. Zakochał się w chłopaku – nazwijmy go Leon – i wydawało się, że z wzajemnością. Był przez Leona zasypywany prezentami, zapraszany do luksusowych knajp etc. Potem… coś tam się Leonowi w życiu zepsuło. Stracił pracę, zmienia na lepszą. Po drodze jakaś zła inwestycja finansowa i… rodzinna tragedia. Rodzice się rozwodzą. Leon opowiadał, że jego matka jest ze Skandynawii. Przyjechała kiedyś do Polski, złamała nogę i poznała jego ojca. Zakochała się, wyszła za niego za mąż. Teraz odkryła, że jej mąż, a ojciec Leona sypia z córką, czyli Leona siostrą i postanowiła wrócić w rodzinne strony. Leon uznał, że i dla niego nie ma tu miejsca. Zresztą… w Polsce geje nie są tolerowani. Na dodatek jakaś dziewczyna nie mogła pogodzić się z tym, że on okazał się gejem i robiła mu koło pióra opowiadając, że wziął od niej pieniądze na wspólne wesele. Przyjechała nawet do mojego przyjaciela do domu. On jednak spuścił ją ze schodów. Wariatka jakaś! Leon zdecydował więc: „Wyjedźmy do Amsterdamu! Tam będzie nam łatwiej żyć!” Najpierw pojechać miał Leon. Potem mój przyjaciel. Bo Leon Amsterdam zna, ma tam znajomości i wszystko na ich przyjazd przygotuje. Tam zaczną życie od nowa. I tak… mój przyjaciel wręczył mu kilka tysięcy złotych, a Leon zainkasowawszy gotówkę zniknął. Czy pojechał do Amsterdamu? Nie wiadomo. W każdym razie tyleśmy go wszyscy widzieli. Rozpacz mojego przyjaciela była ogromna. Nie mógł uwierzyć, że to możliwe, by ktoś go tak oszukał. A jednak… Miesiąc później, gdy kolega z pracy wiózł mnie przez miasto motorem zobaczyłam na ulicy Leona. Poznał mnie i odwrócił głowę. O spotkaniu powiedziałam przyjacielowi. Odparł, że teraz już wie, że to oszust. Niestety nie wiadomo gdzie Leon mieszka. Starannie unika klubów, w których razem bywali itd. Minęły ze dwa lata, gdy pewnego dnia matka dziewczynki, która chodziła z moim synem do przedszkola, przekazała mi od Leona pozdrowienia. Prowadziła pośrednictwo mieszkaniowe i właśnie załatwiała najem Leonowi. Chwalił się różnymi znajomościami. W pewnym momencie powiedział, że zna panią z telewizji i podał moje nazwisko. Traf chciał, że i ona mnie znała. Gdy przekazała mi pozdrowienia zatkało mnie i powiedziałam:

Gdzie spotkałaś tego skurwysyna i oszusta?

A potem opowiedziałam co zrobił mojemu przyjacielowi podając jej więcej szczegółów niż tu w tym krótkim resume.

To jest nieprawda. To uczciwy i bogaty człowiek. Pracuje w liniach lotniczych. Ja nie wzięłam od niego pieniędzy za pośrednictwo, więc on załatwia mi tańszy bilet na Malediwy.

Ryknęłam śmiechem:

Nie polecisz na żadne Malediwy!

Polecę!

Opowiedziałam jej więcej o przeżyciach mojego przyjaciela. Gwałtownie zaprzeczyła. Przede wszystkim Leon nie jest gejem. Mieszka ze starszym kuzynem, który jest lekarzem. Ryknęłam jeszcze większym śmiechem. Znajoma pośredniczka nieruchomości szła jednak w zaparte. Przesłała mi nawet mailem skan rezerwacji „swojego” biletu lotniczego na Malediwy. Szybko udowodniłam jej, że to jest tylko zabukowany, ale nieopłacony bilet. Mało nie zemdlała. Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Ponieważ okazało się, że w międzyczasie zdążyła mu pożyczyć… komputer, a nawet samochód, więc wraz ze swoim mężem pojechała to wszystko odebrać. Gdy podawała mi adres i telefon Leona powiedziała:

Ale jak on mógł mnie tak nabrać? Przecież jestem inteligentną, wykształconą kobietą?

A potem zerwała ze mną kontakt. Jakby wstydząc się, że dała się oszukać. A przecież… naprawdę tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Gdy mój przyjaciel pojechał do Leona upomnieć się o pieniądze został wyrzucony z mieszkania i niemal spuszczony ze schodów, a także zwyzywany od wariatów przez… „starszego kuzyna”. Przypomniał sobie wtedy płaczącą byłą narzeczoną Leona, która opowiadała o pieniądzach danych mu na wesele. Dlatego między innymi za moją namową wytoczył Leonowi sprawę w sądzie o oszustwo. Po wielu miesiącach gromadzenia dowodów pewnego dnia pojechaliśmy do sądu. Ja jako świadek. Na korytarzu zaczepił nas jakiś mężczyzna. Zaczął mojego przyjaciela przepraszać. Był to ów „starszy kuzyn”, a prywatnie okazało się, że lekarz, który przez najbliższe 30 lat musi brać w szpitalu nadgodziny, by spłacić długi w jakie wciągnął go Leon szastając na prawo i lewo „swoimi” pieniędzmi.

Na sali rozpraw jako świadek powiedziałam, że skoro nie można nikogo skazać za udawanie uczuć to niech Leon odpowiada za oszustwa i wyłudzenia. Sędzia pokiwała głową ze zrozumieniem. Mowa końcowa, którą znam z opowieści przyjaciela, brzmiała podobno mniej więcej tak: „W historii sądu czegoś takiego jeszcze nie było. Gdy sprawa się rozpoczynała miał pan czyste konto i oskarżała pana tylko jedna osoba. Teraz aktów oskarżenia z jednego paragrafu jest kilkanaście.” W rezultacie Leon poszedł siedzieć na kilka lat. Długów nigdy nie spłacił mimo, że wszyscy oskarżyciele wygrali z nim w sądzie. Nie miał z czego. Był z biednej rodziny. Nie miał matki ze Skandynawii. Nigdy też nie pracował w liniach lotniczych. Miał wykształcenie podstawowe. Co się z nim dziś dzieje? Nie mam pojęcia.

Mój Panicz Syn znał tę historie o tyle o ile. Gdy to wszystko się działo był jeszcze mały. Jednak nagle kilka lat temu zaniepokojony i zdumiony zapytał mnie, czy poznałam kiedyś mitomana. Opowiedziałam mu więc przeżycia mojego przyjaciela, którego przecież świetnie zna. W rewanżu usłyszałam historię o jego znajomym. Liczba osób które oszukał jest ogromna. Przez lata wśród ludzi z paczki Panicza Syna uchodził za dziecko milionerów. Nikt w to nie wątpił, bo chłopak co chwilę się przeprowadzał i robił parapetówy w luksusowych apartamentach. Opowiadał też o super samochodach. Po latach okazało się, że samochody były nie jego, a apartamenty, do których zapraszał na parapetówki mieszkaniami wynajmowanymi na weekendy. On też pożyczał pieniądze na chwilę, bo jakiś kłopot z kartą etc. Ostatnio jego temat powrócił w towarzystwie, bo jak mi Panicz Syn powiedział – słynny mitoman siedzi w więzieniu za oszustwa. Co ciekawe po wsadzeniu go do pierdla jeden z kolegów pojechał do jego rodziców odebrać swojego laptopa (kilka innych rzeczy, które mu pożyczył trafiło do… lombardu) i znalazł w nim kilkaset podrobionych dowodów przelewu.

Przykładów tego typu historii mogłabym opowiedzieć więcej, bo w swoim czasie pracowałam z takimi ludźmi w telewizji, a nawet opisywałam na blogu związane z nimi historie, jak ta o koledze prezenterze, któremu 4 osoby podżyrowały kredyt na mieszkanie, a on z tymi pieniędzmi zniknął w Chicago. Tak więc mechanizm pokazany w filmie „Oszust z tindera” jest mi znany. A fakt, że ludzie się nabierają zrozumiały. Psychopaci wiedzą jak podejść ofiarę. Zwracam jednak uwagę, że zawsze w pewnym momencie dochodzi do sytuacji, w której oszust zostaje zdemaskowany i zaufanie do niego się kończy. Natomiast to co ich wszystkich łączy to pewna płytkość uczuć. Absolutna bezwzględność jeśli idzie o wykorzystywanie drugiego człowieka, a co za tym idzie bawienie się jego uczuciami i emocjami. Dlatego uważam, że 10 milionów, na które oszukał bohater filmu Netflixa to naprawdę nic w porównaniu ze spustoszeniem emocjonalnym jakie taki ktoś może zrobić drugiej osobie. Ocenianie, że bohaterki filmu są głupie, a co gorsza same sobie winne, bo poleciały na kasę jest krzywdzące. Przecież jedna z nich szukała księcia z bajki, a ten nigdy nie łazi w łachmanach. Poza tym… film to niespełna dwie godziny. Tylko dwie godziny! Streszczenie w tym czasie historii, które trwały miesiącami nie jest proste. A i zrozumienie bohaterek również. By to zrobić trzeba mieć więcej empatii. I pamiętać, że psychopata jest jak pająk… obserwuje ofiarę i zaczaja się, by w odpowiednim momencie przystąpić do ataku, czyli wyssać to co ma do oddania.

Ulubiony po buncie, że jemu by się to nie przytrafiło i wysłuchaniu w odpowiedzi na to śmiechu mojego i Panicza Syna w końcu skapitulował. Chyba zrozumiał, że tego, iż nie padniemy ofiarą oszustów nigdy nie możemy być pewni. Zresztą… czasem każdy bywa naiwny, a zbytnia pewność siebie zawsze jest zgubna. I tak jak zgubiła ofiary tak na końcu gubi i oszustów. Nasz słynny polski Tulipan w końcu też poszedł siedzieć. Dlatego nigdy nie mów nigdy. Ofiarą oszusta-psychopaty może stać się każdy, choć nie każdy da mu pieniądze. Cóż… nie każdy je ma.

Koniecznie przeczytaj

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze