Część z was na pewno. A gdyby tak jeszcze doszła do tego świadomość, że wasz strach wywołany został przez czyjąś zabawę? Kompletnie bezmyślną, niczemu (oprócz bezrefleksyjnego zachwytu) nie służącą? Przygnębiające, prawda? My, gatunek homo sapiens, potrafimy chociaż zatrzymać się i pozwolić sobię na taką refleksję. Zwierzęta tego nie potrafią. Wśród naszych ochów i achów nad kolejnymi eksplozjami coraz bardziej wymyślnych fajerwerków, cierpią one niewymowne katusze spowodowane atakiem paniki, nie znajdujące schronienia tam, gdzie ono być powinno, uciekające na oślep, byle dalej od sylwestrowej apokalipsy. Na pewno organizowanie pokazów laserowych to krok w dobrą stronę, ale gdy patrzę na serwisy informacyjne w ostatni dzień roku, gdy widzę kanonady sztucznych ogni w Auckland, Sydney, Szanghaju, Singapurze – falę przemieszczającą się z każdą godziną coraz dalej na zachód, wątpię czy coś się w najbliższych dziesięcioleciach zmieni. Czy mieszkańcy Sydney nie mają psów lub kotów, czy nie ma tam ogrodu zoologicznego?
Pamiętamy ubiegłoroczną tragedię szczeniaka Fijo: skatowany, ze zmiażdżonym kręgosłupem, połamanymi żebrami i szczęką, z wybitymi zębami. Fijo przeżył. Znów stał się ufny wobec gatunku homo sapiens. Uroczy pyszczek – słodziak Fijo, jak w różnych serwisach telewizyjnych był już nazywany. Jego kat na pewno pójdzie do więzienia – sprawa została mocno nagłośniona, presja społeczna ogromna – żaden wyrok w zawieszeniu nie wchodzi w rachubę. Ale fundacja zajmująca się Fijo nieśmiało wspomina, że wielka fala współczucia szybko opadła, aż zanikła zupełnie. Pies będzie kaleką do końca życia – komu potrzebny taki ciężar? Na szczęście udało się – Fijo ma nowy dom w Łodzi. Nie potrafię o nowych opiekunach Fija myśleć inaczej, niż jak o dobroczyńcach. Nie szczeniaka – o dobroczyńcach nas, gatunku homo sapiens. Zbrodnia dokonana na tym bezbronnym zwierzęciu okrywa hańbą cały nasz gatunek. Ci państwo część tej hańby z nas zmyli.
Że co, że słowo „hańba” jest za mocne? Że zbyt brutalne? Że nie jest z nami aż tak źle? No to proszę bardzo. Dziesiątki psów, koni, krów, kóz odbieranych właścicielom. Odbieranych, bo trzymane były w warunkach, których słowo „chlew” w żaden sposób nie oddaje. Odebranych, bo w przeciwnym razie umarłyby z głodu, z chorób, z bólu. Niedawno odebrany został kapłanowi pewnego chrześcijańskiego wyznania, proboszczowi pewnej parafii na Opolszczyźnie owczarek niemiecki. Pies był tak zaniedbany, że aby ocalić mu życie, konieczna była amputacja łapy. Pan psa – kapłan uczący miłości do bliźnich i do wszystkiego, co żyje…
Mało? Nie dalej, jak kilka dni temu przypadkowy spacerowicz natknął się w lesie gdzieś w Lubuskiem na zakopanego żywcem, a wcześniej skatowanego psa. Pies na pewno straci oko, ale przeżyje. Może znów zaufa komuś z naszego gatunku…
Jeszcze? W jednym ze schronisk na Kujawach w noc sylwestrową na zawał serca zmarła młoda suka owczarka niemieckiego. Jak bardzo musiała się bać! Czy dociera do nas, że to przez naszą zabawę ta śmierć?
A co powiecie na nowy wynalazek ministrów rolnictwa i ochrony środowiska? Tak, ten o odstrzale WSZYSTKICH dzików w Polsce, jako antidotum na rozprzestrzenianie się afrykańskiego pomoru świń. Choć naukowcy mówią, że to kompletna głupota, że to jakaś metoda walki z chorobą rodem ze średniowiecza, że to homo sapiens jest głównym zagrożeniem, bo przenosi do hodowli świń wirus ASF, panowie politycy wydali na dziki wyrok. I poparli go, a jakże!, cennikiem. Za zastrzelenie odyńca czy warchlaka – 650 złotych nagrody, za zastrzelenie ciężarnej lochy, powtarzam: ciężarnej lochy – dwa razy tyle. W końcu ile w jej brzuchu płodów, tyle nowych źródeł ASF.
Moja była sąsiadka, a prawdopodobnie następna polska noblistka napisała w jednej ze swych powieści takie słowa: „Prawdziwy Bóg jest zwierzęciem. Jest w zwierzętach, tak blisko, że aż go nie dostrzegamy. Codziennie się za nas poświęca, wielokrotnie umiera, karmi nas swoim ciałem, odziewa w swoją skórę, pozwala na sobie testować lekarstwa, żebyśmy mogli żyć dłużej i lepiej. Tak okazuje nam przywiązanie, obdarza nas przyjaźnią i miłością”.
Przeczytajcie ten fragment jeszcze raz. A może jeszcze raz. I postarajcie się zrozumieć.
Zauważyliście na pewno, że kilka razy użyłem zwrotu „gatunek homo sapiens”. Ani razu nie użyłem słowa „ludzie”. Bo gdy się nad tym zastanowić, to czy większość z nas zasługuje, aby tak nas nazywać?