Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

OUTSIDER (The Outsider)

Więcej od tego autora

Przeczytasz w: 12 minuty

Krótko & na temat: OUTSIDER to kolejna produkcja HBO, która mnie zjadła z butami! Wybitna ekranizacja prozy Stephena Kinga. Zrealizowana perfekcyjnie. I koncepcyjnie przemyślana w najdrobniejszych detalach. W swojej kategorii Outsider stanowi kolejny dowód na to, że pomimo różnych “up’s and down’s” stacja ta wciąż ma ambicje by dzierżyć światową palmę pierwszeństwa jeżeli idzie o jakość adaptacji literackich. Chapeu bas po stokroć!

1

 

Możecie się śmiać. Możecie się dziwować. Możecie mi nie wierzyć. Ale prawda jest taka, że choć żyję na tym świecie bez mała 50 lat i od dziecka bardzo dużo czytam – w życiu nie przeczytałam ani jednej książki Stephena Kinga (hehe). Ale jak to? Ani jednej? Ani jednej z prawie stu (nie chciało mi się dokładnie liczyć na Wikipedii ;-), które ten uwielbiany globalnie pisarz – instytucja wydał do tej pory (niektóre, we wczesnym okresie twórczości pod pseudonimem). Tego samego pisarza, który jest od dekad ikoną “powieści grozy” i horroru. Tego samego, który jest jednym z pierwszej dziesiątki najpoczytniejszych autorów na świecie, a którego proza, przetłumaczona na wszystkie nowożytne języki sprzedała się do tej pory w prawie 400.000.000 (słownie: czterystu milionach!) egzemplarzy.

Tak. Tego samego. Nic. Nie przeczytałam nic. Bo jak wielokrotnie już wzmiankowałam tu i ówdzie – organicznie nie znosiłam do tej pory gatunku jakim jest horror. I w wydaniu literackim – obawiam się – niewiele się w tym względzie u mnie zmieni. Ale zmieni się, jak sądzę – kinematograficznie. Już poczyniłam pewne postępy… Nie czas i miejsce na to, aby moją zapiekłą niechęć do horroru objaśniać. Było. Minęło. A co do ekranizacji prozy Stephena Kinga? Hmm. Zanim obejrzałam Outsider – jako młoda dziewczyna widziałam kultowe: “Lśnienie” oraz “Misery”. Były tak genialne, że skutecznie mnie od czytania tego, co King napisał – odwiodły (hehe). To nie na moje nerwy mówiłam sobie, nie zniosę tego napięcia i grozy przez czas potrzebny na lekturę…

I jeszcze jedna dygresja / anegdotka (poniekąd) z Outsiderem związana. Mój partner uwielbia oglądać horrory. W ogóle lubi oglądać tak filmy, jak i seriale. Co nas bardzo łączy, bo dzieli nas w innych upodobaniach całkiem sporo ?? I od dawna mnie na wspólne seanse grozy namawiał ?? Zwłaszcza wtedy (co się akurat zdarza rzadko w moim przypadku), kiedy padało pytanie “no to co byśmy dzisiaj obejrzeli”? Bo w zasadzie oglądam “domowo”, a nie w kinie znacznie mniej niż bym chciała – z braku czasu. A nie dlatego że “nie wiem co”. Edit: koronawirus te statystyki ma szanse znacząco zmienić (buu)… Nie wiem zatem co mnie czeka (jeszcze) bo przez ostatni rok z hakiem za każdym razem, kiedy proponował obejrzenie “To” – za każdym razem mówiłam, że nie, nie, jednak może nie teraz ??

Ale Outsidera zaproponowałam sama! (wot siurpryza!). Ku jego radości. A wiecie dlaczego? Jeżeli czytacie mojego bloga regularnie to powinniście nie tyle wiedzieć, co przeczuwać. Bo nigdy nie ukrywałam moich osobistych fiksacyjek filmowo – kinematograficznych. Ale jak nie czytacie, to wyjaśniam:

Po pierwsze pomysłodawca / showrunner Richard Price. Każdy kto kino kocha miłością pasjonata tak jak ja – wie, że to mistrz – zwłaszcza większej formy narracyjnej jaką jest serial. Jego CV wyraźnie wskazuje, że jeżeli chodzi o filmy bywa różnie, ale jeżeli chodzi o produkcje TV: to klękajcie narody. “The wire”; “Długa noc”; “Kroniki Times Square”.

Po drugie obsada. Na dźwięk imienia i nazwiska: Ben Mendelsohn ślinię się niczym pies Pawłowa. To znamienny przypadek aktora, którego globalna kariera zaczęła się dość późno. Australijczyk z pochodzenia, Mendelsohn ma obecnie po 50-tce (rocznik 1969). A zaczęto go w ogóle dostrzegać ledwie dekadę temu. A jest to aktor więcej niż doskonały. Bardzo pięknie pracujący z ciałem. Cudownie umiejący budować role, oparte o mikroskopijne niekiedy środki wyrazu jak ruch głowy czy gest dłoni oraz – co charakteryzuje najlepszych – to co się dzieje emocjonalnie z jego bohaterem – widać u niego w oczach! Kocham go od czasu “Bloodline”, po którym zresztą jego kariera ruszyła z kopyta. A w Outsider gra pierwszoplanową rolę. Wspaniale zresztą. Ale o tym potem. Poza nim występuje w tym serialu plejada amerykańskich zdolniach. Nie że gwiazdy ze świecznika (i bardzo dobrze!), ale wszyscy doskonali fachowcy. Jeżeli chodzi o casting – całościowo patrząc – Outsider jest właśnie tym typem produkcji, która każdego wielbiciela kina wprawia w ekstazę. Wszyscy aktorzy do niej zatrudnieni (niektórzy cudownie wbrew utrwalonemu wizerunkowi scenicznemu) dobrani perfekcyjnie! Zespołowo patrząc – nie ma tu żadnej słabej roli! Miód na moje serce!

Po trzecie – pion reżyserski. Jak to bywa najczęściej w przypadku seriali – powierzony wielu osobom. W przypadku Outsider są to ludzie, których prace znam, kocham, cenię i są dla mnie gwarantem najwyższej jakości. Między innymi: Andrew Bernstein – producent “12 małp”; Charlotte Brändström – odpowiedzialna za dwa odcinki genialnego “Odpowiednika”; Karyn Kusama – reżyserka “Destroyer” z Nicole Kidman. I last but not least Jason Bateman (wyreżyserował dwa odcinki). Który w tym serialu gra na dodatek jedną z ważnych ról. Oraz jest jego współproducentem! A pisze o tym dlatego, że Bateman zaistniał jako reżyser, producent oraz aktor w głównej roli w uwielbianym przeze mnie “Ozark” – z gigantycznym sukcesem. Który jest widomym dowodem (trzeci sezon już niebawem! Yoohoo!) jego wielkiego talentu jako filmowca przez duże F.

Podsumowując: wszystkie te składowe doprowadziły mnie do tego, że zamiast myśleć o tym, że nie chcę oglądać horroru, zapragnęłam zobaczyć co ci wspaniali filmowcy – razem wykreowali.

Czysta MAGIA LUDZI KINA! ??

I na koniec przydługiego wstępu ostatnia dygresja. Jak wiecie mam naturę badacza i analityka. Dlatego poszperałam sobie w sieci, w różnych forach (książkowych i filmowych) odnośnie opinii “użytkowników” co do prozy i co do serialu w przypadku Outsider’a. I jak zawsze to samo – od “ach i och” do “początek ok, ale potem nuda”.

Degustibus non disputandum est. I w zasadzie mam to wszystko, co tam wyczytałam w nosie. Natomiast mam jedno spostrzeżenie (poczynione już na przestrzeni lat), że za każdym razem kiedy czytam tzw. fora, nie mogę się nadziwić ile razy pojawia się w nich słowo “nuda”. Zdaje mi się, że żyję w świecie otoczona (wirtualnie) ludźmi w stanie permanentnego znudzenia wszystkim…. I to mnie na serio zdumiewa. A nawet więcej – smuci. Bo myślę sobie, że świat, w którym ludzie tak bardzo nie są w stanie docenić treści, które choćby trochę (1/3 godzinnego odcinka serialu na przykład) poświęcone są refleksji, swego rodzaju zadumie narracyjnej nad kwestiami ludzkiej kondycji, złożoności, ułomności, wewnętrznie przeżywanych konfliktów, wahań, rozterek, zmagań z tym czy z tamtym – a gonią jedynie za „akcją” – nie jest dobrym światem…

Stephen King jest jednym ze współscenarzystów serialu opartego na jego prozie. Outsider powstał we współpracy z nim. I w wywiadach twierdzi, że jest z niej więcej niż zadowolony. A ja mogę powiedzieć tylko tyle, że choć książki nie znam, nie interesuje mnie wcale czy jest to “wierna” ekranizacja 1 do 1. Czy jest zgodna z oczekiwaniami wszystkich milionów jej czytelników na świecie. To w ogóle nie jest dla mnie ważne. Serial Outsider jest narracyjnie genialny. I przedstawił mi świat Kinga na sposób, który wzbudził mój totalny zachwyt. Tym bardziej, że to opowieść, która przerażając zadała mi wiele pytań, bardzo wiele razy dogłębnie wzruszyła. I wniosła w moje życie wartość zwaną refleksją.

I jeżeli chodzi o mnie. To dla mnie nie ma ważniejszej wartości nad tę…

* * *

2

 

Mogę się mylić, ale sądzę, że każdy kto uwielbiał serial “True Detective” (ykhm) – czytaj 1 i 3 sezon ?? powinien być Outsiderem zachwycony. W zasadzie bowiem ma taką samą kanwę – czyli pogoń nieugiętych w dociekaniu prawdy stróży prawa za nieuchwytnym mordercą. Tylko – jako że mamy do czynienia z cesarzem literatury grozy – dodatkowo otrzymuje czynnik nadprzyrodzony. Element horroru. Ale podany w sposób bardzo wysublimowany. To, co przeraża i zdajsie jest esencją prozy Kinga jest tu podane na sposób, który stanowi dopełnienie całkowicie kryminalnej akcji. I przeraża na sposób taki, który mnie osobiście – porusza do głębi. A jest tym czymś niedopowiedzenie, tajemnica, nieznane, niejasne, niewytłumaczalne. Straszne poprzez to właśnie. A tym bardziej budzące lęk, że nie poddające się ani racjonalizacji, ani też możliwości pochwycenia. Rodzaj lęku pierwotnego, archetypicznej bojaźni człowieka przed tym, czego nie jest w stanie w żaden sposób schwycić rozumowo. Lęku i bojaźni przed tym, co jest intuicyjne, przeczuwane jedynie. Co pozostaje w sferze wiary czy nawet niewytłumaczalnych szeptów tzw. intuicji. Które ultrawrażliwe osoby są w stanie dostrzec, mimo że dla innych stanowią jedynie okazję do pogardliwych znaków kręcenia kółka na czole…

Każda kultura ma swojego “Boogeymana”… Oczywiście to kwestia, której wielu zaprzecza. Tym bardziej w stechnicyzowanym do imentu XXI wieku. Gdyby ktoś mnie zapytał czy w niego wierzę, powiedziałabym, że nie. Tak samo jak zaprzeczyłabym istnieniu wilkołaków, strzyg, czarownic, wampirów. I całej reszcie tego co można znaleźć w baśniach, podaniach, ludowych legendach. Nie zmienia to faktu, że kiedy człowiek staje w obliczu czegoś, czego nie może pojąć, czego w żaden sposób nauka nie jest w stanie wytłumaczyć – ma jedynie dwa wyjścia: zaprzeczać i iść w zaparte. Lub uwierzyć w to, o czym pisał nasz wieszcz : “są rzeczy na ziemi i niebie, które nie śniły się filozofom”.

I o tym (poniekąd) jest Outsider…

* * *

W małym miasteczku w stanie Georgia, w lesie, zostaje znalezione ciało 11-letniego chłopca, zamordowanego w sposób bestialski. Autopsja wykazuje, że dzieciak został zgwałcony i okaleczony na sposób, który nie daje się pojąć i racjonalnie wytłumaczyć (został pogryziony jakby robiło to dzikie zwierzę). Potworność tej zbrodni wstrząsa lokalną społecznością. Która (jak to zawsze bywa w takich przypadkach) wpada w panikę i żąda natychmiastowego znalezienia i ukarania sprawcy. Wydaje się zrazu, że sprawa jest i będzie prosta. Policja znajduje nie tylko świadków na to, kto tego czynu dokonał, ale nawet odciski jego palców. Z których wynika niezbicie, że za tą potwornością stał niejaki Terry Maitland (świetny Jason Bateman), miejscowy trener szkolnej drużyny bejsbolowej, której chłopiec był członkiem. Jak to możliwe? Zarówno sam Terry, jak i jego żona Glory (doskonała Julianne Nicholson), ich rodzina – składająca się z dwóch uroczych córeczek – uchodzili za wzorową. Niezwykle ciepłą, udaną. Dobrą. Fajną. Ale są dowody. Dowody dla policji – rzecz święta. Kiedy tylko Terry ląduje w więzieniu, notabene twierdząc cały czas, że jest niewinny – dla jego rodziny oznaczać będzie to początek piekła. Jego dzieci są szykanowane w szkole, żona traktowana w lokalnej społeczności – gorzej niż persona non grata…

3

 

Sprawą zajmuje się detektyw Ralph Anderson (FENOMENALNY Ben Mendelsohn), który jest w niezwykle trudnym położeniu w tej sytuacji, bo Terry’ego znał osobiście, to raz. A dwa – jest razem ze swoją żona Jeannie (świetna Mare Winnigham) w ciężkiej sytuacji psychologicznej z racji ich własnej, osobistej sytuacji małżeńskiej i życiowej (bez spoilerów!)…

Ale Glory – przekonana o niewinności męża i we wścieklej desperacji postanawia się nie poddać. Bierze adwokata, niejakiego Howarda Salomona (w tej roli świetny Bill Camp, znany z wybitnego, jednego z moich najukochańszych seriali ever: “Długa noc”). Śledztwo jest prowadzone, pod nadzorem Andersona – wydawałoby się wzorowo – do czasu, kiedy nie wydarzy się kolejna straszna rzecz, nie bezpośrednio, ale jednak niezwykle znacząco i boleśnie powiązana ze sprawą Maitlanda jako sprawcy zbrodni na dziecku. A ta zmusi detektywa do spojrzenia na dowody winy Terry’ego, a tym samym to, co się naprawdę wydarzyło, która w innym przypadku byłaby jeszcze jednym policyjnym dochodzeniem z cyklu “było, minęło”/ “sprawa zamknięta” – nowym okiem. Nie tylko ze względu na to, że współpracujący z nim policjant ze stanowej dochodzeniówki Vasquez (Yunis Sablo) ma w przeciwieństwie do Andersona mniej nieprzejednanie racjonalne i naukowe podejście do kwestii “dziwnych zbrodni” popełnionych niby to przez ludzi, którzy uchodzili do tej pory za tych, którzy by muchy nie skrzywdzili. Ale przede wszystkim adwokat Glory – Howard Salomon pracuje z zespołem ludzi, którzy tak samo jak Ralph nie wierzy, tak oni wierzą w to, że “istnieją na ziemi i niebie rzeczy, które nie śniły się filozofom”. Jest wśród nich były żołnierz z Iraku, obecnie detektyw Alec Pelley (Jeremy Bobb), a przede wszystkim jest pewna kobieta, która dla policji pracuje w roli medium (?). Trudno mi jej postać jednoznacznie ująć. I nie o to chodzi. Podobno (choć oficjalnie wszyscy by zaprzeczyli), niektóre jednostki kryminalne na świecie, te o dużych budżetach, wciąż korzystają z usług osób jej pokroju. Kobieta ta to niejaka Holly Gibney (REWELACYJNA Cynthia Eviro!). Holly Gibney (co sobie doczytałam w ramach “researchu”, w prozie Kinga jest postacią istotną w jego trylogii o niejakim Billu Hodgesie)… Tak, czy siak. Istotne jest, że jest to postać detektyw bardzo specyficznej. Bo choć przez wielu uznawana za “stukniętą” – Holly jest przede wszystkim kimś o “paranormalnej” wręcz umiejętności widzenia tego, co niewidzialne. Jest przy tym też obdarzona wybitną, komputerową wręcz pamięcią. A jako ktoś, kto raz po raz współpracuje na “specjalne zlecenie” z policją – wnosi w każde śledztwo, w którym bierze udział to, czego “biurokraci mundurowi” nigdy nie są w stanie w swoich rutynowych dochodzeniach. Holly Gibney ma niebywałą zdolność syntezy i analizy ogromu puli danych, cechuje ją niezwykła bystrość i przenikliwość umysłowa. Wielka czujność. Niebywała empatia. I tzw. szósty zmysł. Jest co tu dużo gadać – genialna i niezastąpiona w tym, w czym nie radzi sobie ani ludzki rozum, ani tzw. technika. A już na pewno coś co zwie się systemem wykrywania morderstw…

Kiedy to wszystko, co się wydarzyło, dowody zebrane przez policję, a przede wszystkim te, do których uda się dotrzeć adwokatowi żony Terry’ego Maitland’a – a które będą s z o k u j ą c e – wskażą, że oskarżonego o bestialską zbrodnię na dziecku w dniu, kiedy je zamordowano – w ogóle nie było w mieście, nie mówiąc o miejscu zbrodni – detektyw Ralph Anderson zostanie skonfrontowany z czymś, co “nie śniło się ani jemu, ani filozofom”…

 

4

 

5

 

6 1

 

Zatem czym mnie tak bardzo poruszył i zachwycił Outsider? No, jak zawsze – budowaniem narracji w oparciu o doskonały scenariusz i bezbłędne dialogi. Oraz grą aktorską! Czyli w moim przypadku – nihil novi (hehe).

To, że nie znam prozy Stephena Kinga, na której bazie serial ten powstał – nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Co piszę w pełni świadoma faktu, że jest i / lub bywa zupełnie odwrotnie w przypadku tych, którzy oglądają ekranizacje dzieł swoich ulubionych pisarzy… Wiem dobrze, jak wścieka mnie to, kiedy mnie rozczarowują. I nie dają mi tego, co miałam na ich temat wyobrażone…

Nie umiem się do tego faktu obiektywnie odnieść. I nie zamierzam udawać, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że jest to czynnik znaczący dla fanów prozy Kinga. Ale ja nie jestem fanką prozy Kinga. A to czyni moją ocenę tego serialu tak samo “słabością”, jak i właśnie – “siłą”!

Jako ktoś, kto nie wie nic o książce, odnoszę się do tego dzieła filmowego z pozycji ‘tabula rasa’. A to jest pozycja, która pozwala mi stwierdzić, że Outsider – serial produkcji HBO – jest serialem rewelacyjnie dobrym. Ba, powiedziałbym nawet – wybitnym!

Opowiedział mi bowiem historię, w której wszystko jest przepięknie spójne. Cudownie zgrane i zazębione na sposób, który na jego użytek został – ponownie obmyślony. Bez jednej skuchy. Bez ani jednej drobiny braku pochylenia się nad zagadnieniami, którymi się zajmuje. Ani trochę w swym wydaniu opowieści grozy – powierzchowny, czy miałki. Outsider jest dla mnie wyjątkowo pięknym i odważnym (w znaczeniu nie chodzenia na łatwiznę) przykładem roboty filmowej, w której pokuszono się o danie widzom w obrębie adaptacji prozy pisarza wzbudzającego emocje na najwyższych diapazonach fanatycznych uniesień czegoś ponad nie – właśnie. W którym porwano się na przedstawienie” grozy” na sposób przede wszystkim – intelektualny! Wydobywając z książki Stephena Kinga to, co jest w niej najbardziej wartościowe – z tej pespektywy właśnie patrząc! W którym wszystkie czołowe postaci są napisane pięknie, mocno, wyraziście, głęboko i wiarygodnie. Tu każdemu się wierzy. I z każdym się na swój sposób utożsamia. I z każdym się empatyzuje. Każdy ma tu swoją rację. Ludzką. Zwykłą. Ułomną w ludzkich przywarach i wspaniałą w ludzkiej wspaniałości. Nikt w tej opowieści nie jest herosem. Nikt nie jest ponad tym, ponad to, nad co my – ludzie – wznieść się nie możemy. Ani z pozycji emocjonalnej. Ani z pozycji zaawansowanych technologii. Ani z pozycji rozumu. Ani z pozycji społeczeństwa i kultury w której funkcjonujemy. Wszyscy w tej opowieści są jedynie sumą tego kim mogą być i są – tak w swoim najlepszym wydaniu, jak i (czasami przegranej) walce ze swoimi słabościami i niemożnościami…

I pomijając fascynujący wątek sensacyjny, a także (miejscami strasznie przerażający i doskonale rozegrany w sensie kinematograficznym!) wątek czysto horrorowy – jest dla mnie de facto – Outsider – historią o tym, co mnie bezbrzeżnie wzrusza. A wzrusza mnie już obecnie wyłącznie właściwie to, kiedy ludzie potrafią wznieść się ponad podziały, ponad małostkowość, ponad swoje własne fiksacje, ponad ego, ponad ambicje, ponad to co prywatne – dla większego dobra. Zjednoczyć się ze sobą w walce ze złem. Z ludzką krzywdą. Z niesprawiedliwością. Z jakkolwiek rozumianym – horrorem. Który ludzi niszczy. Który terroryzuje. Który czyni świat ohydnym, podłym, gorzkim. Pełnym bólu i cierpienia… Kiedy ludzie potrafią być dobrzy. Wspierać się. Być ze sobą. Pomimo…

Dlatego też zaliczam Outsider do najwspanialszych horrorów, jakie obejrzałam w życiu do tej pory. Tak, jestem patetyczna(choć taka być nie znoszę) bo też spłakałam się podczas jego oglądania szczerze, z trzewi, co najmniej kilka razy. A bałam bardzo – w sumie – najmniej…

Boogeyman “istnieje” wyłącznie w zbiorowych wyobraźniach, jako zbiorowe lęki. On i jego kulturowe zastępniki w nazewnictwie są emanacją rzeczy, które zatrważają nasze umysły, skupione na tym by wypierać i zaprzeczać temu wszystkiemu, czego nie rozumiemy, a co emocjonalnie nas przerasta. Są swego rodzaju wytłumaczeniem dla rzeczy niewytłumaczalnych. Być może są metaforą ludzkiej podświadomości, w której rodzą się demony. Które dręczą ludzi tym wszystkim, co przysparza im psychicznego cierpienia, którego nie umieją nazwać. Nie wiem. Pisze jedynie, jak to sama osobiście postrzegam…

Natomiast wiem napewno, że ludzie to taki gatunek, który potrafi swoje demony hodować. Jak i umie je poskramiać. Stawać do walki z nimi. Lub im ulegać.

Być może zatem każdy “Outsider”, którego tak się lękamy jest jedynie projekcją właśnie tego. Naszego strachu przed samymi sobą, w którym to wszystko co w nas niskie, złe i małostkowe, niezdolne do współczucia, empatii, wzniesienia poza własny ogląd, stale każące nam z pozycji ego sprawować władzę nad wszystkim, kontrolować i tłumić najbardziej dojmujące emocje – odbija się niczym w krzywym zwierciadle. Dopiero kiedy jesteśmy w stanie spojrzeć na to co (od nas) inne oraz (przez nas) nie akceptowane – nie z szyderstwem, poczuciem wyższości, pogardą, nie z niedowierzaniem, a z chęcią zrozumienia – jesteśmy w stanie je pokonać…

 

{source}
<!– You can place html anywhere within the source tags –>
<iframe width=”640″ height=”360″ src=”https://www.youtube.com/embed/_z8ve-xa7LM” frameborder=”0″ allow=”accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture” allowfullscreen></iframe>

<script language=”javascript” type=”text/javascript”>
// You can place JavaScript like this

</script>
<?php
// You can place PHP like this

?>
{/source}

 

Artykuł Partnera Radia Istebna https://www.kultura-osobista.pl/

Koniecznie przeczytaj

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze