Pociąg ( do ) życia.
Ledwie złapałam pierwszy wdech tego ziemskiego powietrza, a już zapakowano mnie w pociąg i kazano podróżować.
Mówili, że to fajna sprawa… Poznawanie świata. Przecież każdy o tym marzy! Czy marzyłam? Nie wiem.
W końcu dopiero zdążyłam zapoznać się z tlenem. Wsadzając mnie do pociągu, patrzyli na mnie, jakbym była efektem jakiegoś
eksperymentu – ładnym efektem. Ale zgodziłam się na tę ich dziwną zabawę. Początkowo posłusznie siedziałam razem z mamą
w przedziale, mając okazję zaobserwować, jak dorośli ludzie i małe dziedziaki kłócą się o miejsca. Niektórzy starali się
narzucać mi własną wolę („Usiądź tutaj”, „Nie, lepiej tam przy oknie”, „Nie marudź”). Mimo tych mało przyjemnych
incydentów, czułam się podekscytowana podróżą. Czasami wychodziłam na korytarz pociągu, by pobawić się z nieco starszymi
ode mnie dziećmi. Biegaliśmy razem po pociągu, marząc o samodzielnym zwiedzaniu świata. Chciałam zobaczyć góry, nasze
piękne polskie dzieło natury. Albo zostać sławną piosenkarką i poznawać śmiesznie wyglądających ludzi, którzy uśmiechaliby
się do mnie, nie rozumiejąc, o czym do nich mówię. Czy zastanawiałam się nad tym, czy ktoś będzie starał się utrudnić
realizację moich marzeń? Czy przejmowałam się brakiem znajomości obcych języków? Czy miałam świadomość, że bez
pieniędzy nie dam rady wykupić biletu, np. do Afryki? Nie. To było moje słodkie dzieciństwo, pierwsze lata, w których nie
musiałam jeszcze się tym przejmować. Niestety z biegiem lat mój przedział, mój pociąg stał się dla mnie więzieniem.
W moim przedziale często znani mi ludzie byli coraz bardziej drażliwi, sprzeczali się, starali narzucić mi własne poglądy
i zadania do wykonania. Może dałoby się to jakoś wytrzymać, ale ten duszący dym papierosowy i wywołujący torsje
smród alkoholu sprawiały, że już nie mogłam wytrzymać. Nie tylko wagon był moim więzieniem. Niewoliło mnie pragnienie
zmiany pociągu, według własnych kaprysów. Bez ludzi, którzy odbierali mi chęć życia, którzy napawali mnie obrzydzeniem.
Oczywiście pociąg zmieniłam wraz z ukochanymi przeze mnie osobami. Początkowo znowu przyjemnie pokonywało się te
kilometry, spędzając w podróży wiele dni. Jednakże pragnęłam rozpocząć własną podróż, stopniowo odzwyczajałam od siebie
swoją rodzinę, często przebywając na końcu pociągu. Aż w końcu odważyłam się rozpocząć samodzielną podróż. Czasami
spotykałam znajome z poprzednich etapów wędrówki twarze. Nie kryłam zadowolenia z widoku osób, które niegdyś przez
długi czas dotrzymywały mi towarzystwa, z którymi się zaprzyjaźniłam. Przez dwadzieścia lat życia zrozumiałam, że nie mogę
ich winić, że nasz kontakt często się urywa, że nie spędzamy ze sobą tyle czasu, co kiedyś. Znałam powód. Prawda jest taka,
że oni tak jak ja mieli dość podróżowania pod dyktando innych ludzi, również obrali własną trasę wycieczki. Nie mogłam mieć
im tego za złe, bo zbyt dobrze pamiętałam, dlaczego ja postanowiłam jechać na stację końcową z przesiadkami. Krótsza
podróż wcale nie jest łatwiejsza, jest monotonna, odbiera poczucie sensu i odbiera nadzieję zmian na lepsze. Ponadto na
zmianę trasy podróży i pociągu mieli wpływ ludzie, z którymi chciało się przez jakiś czas podróżować wspólnie, ze względu na
tematy do rozmów, na przyjaźń, ciekawość lub nawet miłość. Przez te dwadzieścia lat podróżowania poznałam różnych ludzi:
miłych, wrogich, złośliwych, dwulicowych, przyjacielskich, pomocnych i takich, którzy tylko czekali na to, bym wsiadając do
pociągu, spadła na szyny. Czasami tęskno mi było do rodziny, którą zostawiłam w jednym z pociągów, na szczęście
wiedziałam, jak do nich dotrzeć. Zmęczona podróżą od czasu do czasu powracałam do niej. Nie rzadko zdarzało mi się spotkać
przypadkowo starych przyjaciół. Czy żałuję tego, że ograniczyłam się do jazdy jednym pociągiem? Nie, nie żałuję.
Rozwijałam siebie, swoje talenty. Dzięki nim mogłam pomagać różnym osobom. Przecież nie powinnam zazdrośnie trzymać
swoich skarbów jedynie dla siebie i ściśle ograniczonej liczby ludzi. Dostałam je, by swoje dary dobrze wykorzystywać.
Dzięki zamiłowaniu do podróży i pragnieniu poznawania świata, mogłam poznawać ludźmi, którym mogłam okazywać wsparcie,
służyć radą, którym mogłam okazywać ciepło i dobroć, przywracać wiarę w to, że nie wszyscy są źli. Teraz, dwadzieścia lat
po rozpoczęciu tej ziemskiej tułaczki, pytasz mnie, Przyjacielu, dlaczego nie było mnie stale przy Tobie. Czy już rozumiesz?
Że życie ludzkie nie powinno ograniczać się do jednego pociągu i stałych kompanów podróży? Bóg sam przecinał szlaki naszych
wędrówek, naszego życia, gdy byliśmy sobie potrzebni. Przecież nie podróżowałeś sam podczas mojej nieobecności.
Miałeś rodziców, gdy oni odeszli, miałeś innych członków rodziny, innych przyjaciół. Często na Twojej drodze pojawiał się ktoś,
by choć przez chwilę Ci potowarzyszyć. Oczywiście, że były chwile, w których samotnie musiałeś się przesiadać, lub takie
w których sam siedziałeś w przedziale. Ale każdy ma takie chwile. Choć nieprzyjemne, to są one potrzebne, by porozmawiać
z samym sobą. Więc nie siedź obrażony cały czas w tym samym miejscu, działaj, a i Ty poczujesz sens tej podróży i siłę.
Będą chwile zwątpienia, ale nie poddawaj się. Wznów podróż, a pewnego dnia znowu się spotkamy ( ? )
( bosorka )