Nierzeczywista rzeczywistość
Nieraz słyszałam opinie dorosłych bądź starszych osób, że niepewnie czują się wśród współczesnej młodzieży czy wręcz się jej boją. We mnie tego lęku nie ma. Może dlatego, że pracuję z młodymi ludźmi, co nieco wiem o charakterystycznych zachowaniach w konkretnych etapach rozwojowych, mam więc świadomość, że okres buntu jest naturalny i może się różnie objawiać, co nie znaczy, że taki zbuntowany, głośny nastolatek jest nastawiony na agresję fizyczną i rzeczywistą krzywdę. Zdarzyło mi się jednak ostatnio przechodzić obok dzieciaków, do których poczułam… obrzydzenie. Trudne to dla mnie emocje i jakoś tak nawet nie wypada się do tego przyznawać, ale to fakt. Był piątkowy wczesny wieczór, a ja wchodziłam do galerii handlowej w centrum miasta. I może nawet nie zwróciłabym uwagi na młodych, gdyby nie nastolatka, która – pomijając bardzo charakterystyczny ubiór i mocny makijaż – nieprawdopodobnie często stosowała słowne przecinki: „kurwa”. Wprawdzie było to w jakiś nienormalny sposób spójne z jej mocno obcisłymi na pośladkach spodniami i wyzywającą twarzą, ale wszystko razem, włącznie z innymi, podobnymi dziewczętami i chłopaczkami w stylu wulgarnych macho, było tak obrzydliwe, że miałam poczucie, jakbym się fizycznie ocierała o szambo.
Znane wszystkim powiedzenie „za moich czasów…” wcale nie oddaje tego, że dawniej było lepiej, a ludzie byli mądrzejsi i bardziej rozsądni, choć z pozoru właśnie o to chodzi. Tym jednak, co w pełni świadomie uznaję za wyższość „moich czasów” nad współczesnymi, jest ówczesny brak internetu, bo kształtowanie zachowań było ograniczone do małych grup, które miały na siebie wpływ wyłącznie w sferze rzeczywistej. Tym samym mody na określone wzorce zachowań też były ograniczone. Teraz życie przenosi się do sfery wirtualnej, a tam dostęp do kontaktów, wszelkich nowinek i wzorców zachowań – błyskawiczny. I o ile uważam, że internet jest niesamowitym narzędziem w zdobywaniu wiedzy i ułatwiającym wiele codziennych aktywności, o tyle daje dzieciom i młodzieży nieograniczony dostęp do wszystkiego, bez jakiejkolwiek kontroli. Człowiek młody, nieukształtowany, niedoświadczony nie umie selektywnie korzystać z zasobów internetowych, a niewydolni rodzice, których też niemało w społeczeństwie, jeśli nie ukształtują dziecka we właściwym czasie, później nie mają na nie wpływu.
Później bywa różnie
Pamiętam ze studiów fragment wykładu jednego z profesorów, który mocno podkreślał, że człowiek ma niezbywalną godność osobową, wynikającą z samego faktu, że jest człowiekiem i w związku z tym należy mu się szacunek. W teorii to rozumiem, mam jednak kłopot z akceptacją tego faktu, gdy widzę jednostki, które są na dnie moralnym, a człowieczeństwo odnosi się niemal wyłącznie do fizycznego wymiaru, choć i to bywa wątpliwe. Nie zatrzymuję się jednak w tych rozważaniach, bo dojście do porozumienia z samą sobą w pewnych kwestiach nie zawsze jest możliwe. To jednak nie ma znaczenia w zderzeniu z rzeczywistością: jeśli spojrzeć na małe dzieci, wszystkie, absolutnie wszystkie i każde z osobna jest niewinne, dobre, a skrzywdzone wzbudza takie pokłady żalu i czułości, o które można siebie nie podejrzewać, nim dojdzie zderzenia z dziecięcą krzywdą. Ale każde dziecko rośnie, obserwuje, myśli, wyciąga wnioski. I każde chce mieć szczęśliwe, dobre, godne życie. A później bywa już różnie…
Pytania bez odpowiedzi
Zastanawia mnie, niezmiennie dręczy mnie pytanie, dlaczego człowiek nie wykreuje swojego życia zgodnie z dziecięcymi marzeniami i wizjami? Ostatecznie to nie kto inny, a on sam, wchodząc w dorosłość, decyduje o sobie, o swoich wyborach, przede wszystkim sam siebie kształtuje, skąd więc wraz z upływem lat upodabnianie się do tych, od których uciekało się w dzieciństwie? Rozumiem mechanizm wzorca, a jednak nie rozumiem, bo w ostateczności to właśnie każdy z nas może mieć największy wpływ na siebie i możliwości ułożenia własnego życia tak, aby było ono szczęśliwe.
Czy galerianki, które widziałam, są szczęśliwe? Czy alkoholik po kolejnej butelce byle jakiego trunku jest szczęśliwy? Czy przemocowiec, rozładowujący agresję na kobiecie, bo słabsza albo na dziecku, bo ono to już w ogóle nic nie może zrobić, jest z siebie zadowolony? Albo ten, który poświęca się dla innych kosztem siebie, własnego samopoczucia i radości życia – jest spełniony?
Każdy ma wybór
Ja, czująca coś na kształt obrzydzenia w stosunku do wulgarnej w wyglądzie, zachowaniu i słowach młodzieży, nie jestem zadowolona. Nie lubię w sobie takich emocji. Czy mogę coś zrobić, żeby nie było mi z tym źle? Oczywiście, że mogę! To ja na swoje „ja” mam największy wpływ, bo moje „ja” zależy ode mnie. Zdystansuję się i kolejnym razem, w podobnej sytuacji, nie wpuszczę tego do siebie. Potraktuję jak coś obcego, czego nie chcę i przejdę obok, nie pozwalając, aby cokolwiek się do mnie przykleiło. Co z sobą zrobią inni – nie mam na to wpływu. Ale oni mają…