Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

PRZEMYSŁ CZYNIENIA DOBRA

Więcej od tego autora

Czas czytania: 2 minuty

 

W tym samym, ale zupełnie niepodobnym do współczesnego mieście, ponad ćwierć wieku temu, siedząc w ciepłe lipcowe południe na murku blisko wejścia do budynku dworca kolejowego Kraków Główny, spotkałem jednego z najbardziej niezwykłych ludzi, jakich w życiu poznałem: w czerwonych spodniach, z czerwonymi oprawkami okularów. „Po-po-po-częstuje ko-ko-ko-lega pa-pa-pierosem?” No jasne. Paliłem w tamtych czasach jak smok, a gość najwyraźniej nie miał przy sobie ani jednego papierosa. Siedzieliśmy tak sobie w lipcowym słońcu na murku, którego już w tym miejscu nie ma i patrzyliśmy na podjeżdżające taksówki i autobusy. Postoju taxi już tam nie ma, dworca autobusowego nie ma, nawet budynek dworca kolejowego jakiś inny. A pamięć o tym spotkaniu trwa. Jurek Owsiak nie był wtedy dyrygentem Wielkiej Orkiestry, bo Orkiestry jeszcze nie było. Był redaktorem Rozgłośni Harcerskiej i programu trzeciego Polskiego Radia. Pamiętam, że pytałem go o (tajemnicze wówczas) Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, o głoszone przez niego rewolucyjne hasło „Uwolnić słonia!”. O słoniu niestety nie dowiedziałem się niczego. Siedzieliśmy na murku ponad pół godziny, gadaliśmy – co by nie mówić – o niczym, a ja miałem przeświadczenie, że ten uroczy jąkała, którego znałem z radia, a który z dużą skrupulatnością opala mnie z ciężko zdobytych papierosów, jest kimś wyjątkowym. Jest OSOBOWOŚCIĄ. 

 

Dziś, gdy na koncie Wielkiej Orkiestry zebrano już ponad miliard złotych, zastanawiam się, jak w dobie przedinternetowej i przedkomórkowej w ogóle było możliwe, że jeden jąkający się facet w czerwonych spodniach był w stanie KAZAĆ NAM być lepszymi ludźmi. Bo ta jedna styczniowa orkiestrowa niedziela sprawia, że na chwilę stajemy się lepszymi ludźmi. I nie ma znaczenia, czy wrzuciliśmy pieniądze do puszki, czy wpłaciliśmy na konto Caritas, czy przeznaczyliśmy jakiś datek na schronisko dla zwierząt. Nie ma znaczenia, czy robimy to w styczniu, czy w czerwcu. Ta styczniowa niedziela stała się synonimem czynienia dobra. Stała się świętem tych, którzy w współczesnym, pokręconym, cuchnącym nienawiścią świecie, potrafią znaleźć w sobie i przekazać innym małą porcyjkę dobra. 

 

Kilka dni temu byłem w cieszyńskim szpitalu. Na każdym kroku, chyba w każdym gabinecie i sali widziałem serduszka Orkiestry. Zastanawiałem się, ile istnień ludzkich zostało uratowanych dzięki Orkiestrze? Znam kilka osób, które bezsprzecznie zawdzięczają swoje życie sprzętowi zakupionemu przez Orkiestrę. A tych ludzi na pewno są dziesiątki tysięcy. Te 27 lat i ten miliard złotych to PRZEMYSŁ CZYNIENIA DOBRA. 

 

Że co, że przesadziłem z tą nazwą? Że za dużo patosu? My wszyscy, którzy gramy w tej orkiestrze, możemy nazywać to zjawisko, jak tylko nam się wymyśli (albo wymarzy). Pamiętajcie jednak, że wszystko, co z Wielką Orkiestrą związane, ZAWSZE będzie przeszkadzać pewnej grupie ludzi. Bo tacy już są, bo tacy się urodzili. Ciemność i nienawiść to ich naturalne środowisko… dopóki nie obudzą się na szpitalnym łóżku z przyklejonym do niego serduszkiem… 

 

Myślę sobie, że śmierć Pana Prezydenta Adamowicza nie poszła na marne. Przecież od tamtej niedzieli nie mówi się już ani o długonogich blondynkach z Narodowego Banku Polskiego, zarabiających po sześć dych co miesiąc, ani o rzezi dzików która trwa i trwa… 

 

24.01. wieczorem prof. Zybertowicz, doradca Prezydenta RP i człowiek uważany przez wielu ludzi o prawicowych poglądach za mentora i głos prawicowych sumień, tak powiedział o postrzeganiu w przestrzeni publicznej Lecha Wałęsy, Pawła Adamowicza i Jurka Owsiaka: „mamy do czynienia z mistyfikacją, w której z osób, których zachowanie zawiera wiele wątpliwych ogniw, robi się niby anioły”. Panie profesorze, a może wrzuci pan coś do puszki Orkiestry?

Koniecznie przeczytaj

Najnowsze