Znane uczucie – życie daje w kość, wszystko sprzysięga się przeciw nam – nawet czas, który zawsze przelewa się nam miedzy palcami, nagle zamienia się w smolistą substancję i nieśpiesznie… aczkolwiek dojmująco doświadcza.
Całe szczęście, że niezbyt często i chyba tylko po to, aby móc zadać sobie pewne pytania, z odpowiedziami tak różnymi, jak my sami.
Nie o „doświadczeniu” czasu, raczej o jego bezmiarze, zarówno wstecznego, jak i tego ukrytego za przyszłymi kartkami wiecznego kalendarza.
Skąd takie myśli w dniu, kiedy historia odcisnęła nam w śladzie pamięci po wsze czasy, że wtedy właśnie odzyskaliśmy niepodległość?
Nie wiem.
Może to zwykły zbieg okoliczności historycznego wydarzenia z zupełnie niepozornym dniem obecnym. A może impuls przyszedł z całkiem innej strony; chwytając po raz nie wiadomo który, skamienielinę wywiezioną z głębokości 950 m i postawioną na kolejnej półce w kolejnym pokoju, przechwyciłem więź z czasem minionym?
Nieważne.
W takim razie co jest ważne?
Właśnie. Ważny jest: dzień na pozór banalny, przypadkowe spotkanie, niepozorny i niezamierzony gest…
A po latach; może nie aż tylu ile musiała czekać skamienielina z półki, okaże się, że został głęboki ślad.
Wszystko zależy od punktu odniesienia i od tego, co z tego zostanie.