„Ścigany”, czy tytuł Wam coś mówi? Na pewno przychodzi Wam na myśl głośny film z Harrisonem Fordem. Co chciano przez to osiągnąć? Mam wrażenie, że ważną rolę w nadaniu takiego tytułu odgrywała chęć pokazania, że w powieści są podobne wątki jak w filmie.
Fabuła jest prosta. Prezydent zostaje zabity. Oczywiście- oskarżony o to zostaje niewinny człowiek, którego zaczyna szukać policja całego kraju. Ukrywać go zaczyna główna bohaterka, której to przerwał umieranie, przeszkodził w popełnieniu samobójstwa.
„Ścigany” to powieść do bólu banalna i przewidywalna. Jest, zresztą tak jak inne książki Katarzyny Michalak, pisana według schematu. Jest więc kobieta, która przeżyła piekło, mężczyzna z przeszłością i ktoś ZŁY. Zły, jak w każdej powieści Michalak z miłą chęcią wykorzystuje bohaterkę. Wykorzystuje to dobre słowo bowiem Danka w zamian za dochowanie tajemnicy oddaje swoje ciało. Litości, słownictwa, którym operuje autorka nie powstydził się by pan spod budki z piwem. Z jednej strony opisy seksu między bohaterami są uduchowione, pełne pięknych porównań typu „szkarłatne prącie”, z drugiej zaś… jak widać, wulgaryzmy i po raz kolejny pokazanie, że seks może sprawić cuda, sprawić, że ktoś dochowa tajemnicy, a jednocześnie spełni swoje marzenie. No cóż…
Kolejna rzecz- postać Huberta. Od początku wiadomo, jaki był jego stan zdrowotny. Ale zgoda by główna bohaterka oddała swoje ciało za utrzymanie sekretu, słuchanie z ukrycia… to już trochę przesada. Nie wierzę, że w żaden sposób nie udałoby się zmienić tego stanu rzeczy, mężczyzna powinien zawalczyć i nie pozwalać by ktoś znęcał się nad jego wybawicielką…
Trzeba przyznać, że historia jest wciągająca, do ostatniej chwili nie wiadomi, jak sytuacja się rozwiąże.
A okładka? Cóż… Z jednej strony przyciąga wzrok, z drugiej zaś- te drzewka, krajobraziki… To trochę banalne.
Recenzja: Małgorzata Łaziuk.