Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

Świat Słów od Tomka

Więcej od tego autora

Przeczytasz w: 4 minuty

Witam Was serdecznie i witam Ciebie Tomku.
Przyznanym się Wam, ze kiedy zobaczyłam maila od Tomka, rozpromieniłam się na jego widok jakby ktoś wstawił jeszcze jedna świeczkę do ogrodowego reflektora. Następnie z utkwionymi mocno oczyma w monitor, chłonęłam literka po literce z coraz większymi wypiekami na twarzy, chłonęłam jak wodę latem, delektując się kolejnym wątkiem. Kiedy skończyłam .. Pojawiła się jedna myśl, lubię Twoja atrakcyjność slow, lubię Twój ” świat słów „, jestem przekonana, ze nie będę w tej opinii odosobniona.

Komponuje teraz najpiękniej jak potrafię uśmiech w Twoja stronę i z wielkim poważaniem, dziękuję ….

A Tobie drogi czytelniku, życzę dobrych emocji oraz uczuć podczas czytania opowieści Tomka.

„Tomek w krainie kangurów”

Czytanie książek jest jak podróż w nieznane, do środka wyobraźni. Każda książka ma jakaś akcje, jakieś watki, ale dla mnie to były zawsze tylko „stelaże”, konstrukcje wokół których prawdziwa akcja się zaczynała i rozwijała w głowie. Bywa, ze rozwijająca się na osnowie książkowego wątku akcja posuwa się tak dalece w innym kierunku, że … przerywam czytanie książki gdzieś w połowie lub przeskakuję, niczym kangur, na kolejny tytuł …. ale po kolei, bo nie od zawsze tak było.
Pierwsze książki które pamiętam były związane z przygodami i podróżami. To właśnie seria „Tomka w .. ” Alfreda Szklarskiego otworzyła mi oczy na świat. Z wypiekami na twarzy przeżywałem przygody swojego imiennika czytając rozdziały po kilka razy, aż do późna w nocy, pod kołdrą, z latarka w zębach przesuwając szeleszczące kartki książki. To nic, że na rano miałem iść do szkoły. Znajdowałem tysiące sposobów na czytanie. Poranek znajdował mnie z książką pod poduszka … i pierwsza wizyta w WC oczywiście ze swoim książkowym przyjacielem ( synek, nie czytaj juz tam, bo się do szkoły spóźnisz – krzyczała z kuchni mama ). W drodze do szkoły, w autobusie towarzyszyła mi książka i nawet na przerwach gdzieś ukradkiem czytałem, zęby koledzy się nie śmiali ze mnie. Ale to jeszcze nie było łykanie książek.
Czytelnictwo nauczyło mnie również cierpliwości. Kolejnym gatunkiem literackim który mnie wciągnął bez reszty była fantastyka – dosłownie Fantastyka, bo taki tytuł nosił miesięcznik, który oprócz standardowych gazet pani w kiosku odkładała do prenumeraty na nasz adres. Moim domownikom ten układ pasował , bo do kiosku kawałek drogi było, a ja zawsze pierwszy chętny by wybrać się po prenumeraty tym bardziej, kiedy zbliżała się pora dostarczenia Fantastyki. Otóż to właśnie wtedy przerywałem czytanie wszystkich innych książek, które miałem porozpoczynane, albo nie dokończone po kilka naraz, bo Fantastyka to był szczególny wymiar rzeczywistości dla mnie i wszyscy moi pozostali papierowi przyjaciele szli chwilowo w odstawkę. A było ich wielu. Zaczytywałem się Clivem Cusslerem, Brianem Ludlumem, Grishamem, choć oprócz przygodówek akcji w międzyczasie potrafiłem czytać Sage Ludzi Lodu, a gdzieś tam nawet schowane miałem romansidła ( do czego jako facet nie powinienem się przyznawać ). To był okres zachłystywania się książkami i okres wytężonej pracy wyobraźni.
Pamiętam do dziś szczególną książkę, która w pewien sposób ukształtowała moje życie. Robinson Cruzoe Daniela Dafoe. Co ciekawe, Dafoe nigdy nie podróżował. Byk robotnikiem portowym w mieście, w którym teraz mieszkam,  a książkę o Robinsonie napisał na podstawie opowiadań podróżnika i gawędziarza, który zwykł był przesiadywać na ławeczce przy Queens Square snując swoje przygody przed ciekawskimi w zamian za tytoń i uwagę. Ale tego dowiedziałem się  ” przypadkiem” od gawędziarza, gdy zatrzymałem się na łyka wody podczas wyprawy rowerowej przejeżdżając „przypadkiem” przez Queens Square akurat wtedy, gdy opowiadał tam gawędziarz. Czy to książka mnie tu po latach przywiodła? – zastanawiałem się rozglądając za ławeczka przy której miał przesiadywać zasłuchany w opowieści Dafoe.
Tak naprawdę łykanie książek rozpoczęło się dla mnie w szkole średniej. Na wagarach. Dziś uważam, że to książki uratowały mnie przed zagrożeniami na jakie narażony jest umysł młodego buntownika na wagarach.  Cóż z tego, że zawaliłem rok szkolny i musiałem go powtarzać, jeśli odkrywałem światy przy których rzeczywistość wydawała się szarobura kalka .. karykatura życia.  Przynajmniej tyle dobrego, ze powtórki z angielskiego poprawiły moja znajomość tego jerzyka, co właściwie – patrząc z perspektywy czasu – jako jedyne mi się praktycznie w życiu przydało ..nie licząc rozbudzonej przez książki wyobraźni oczywiście.
Kolejnym kangurzym skokiem z fantastyki, poprzez fantasy, był skok w ezoterykę. Zdarzyło mi się czytać nawet Bahagavad Gitę  w okresie fascynacji pomarańczowymi kolesiami z Hare Kryszna. Łykałem wszystko, co zahaczało o tzw rozwój duchowy. Był Antony De Mello, był Ekchart Tolle, Coelho, były rożne drogi miłujących pokój wojowników. Te książki już powoli trawiłem wczytując się, wgłębiając w treść. Tym razem treść już nie wystarczała. Sprawdzałem to co piszą z tym jaka jest rzeczywistość, pragnąc zweryfikować Nauczyciela, aby krytycznie znaleźć dziurę w całym  .. i znalazłem ja – w sobie. To JA – interpretator rzeczywistości – ostatecznie decydowałem o tym jak jest, a nie książka, czy nawet nie to jak naprawdę jest. Tak mi się przynajmniej wydawało aż do kolejnego kangurzego skoku. „Przypadkiem” w Empiku wpadła mi do reki książka pt POLE Lynn McTaggart. Pierwsza książka z której nie ociekałem w świat wewnętrznej fantastyki, gdyż  .. nie było dokąd. To książka która ucieczkę zamieniła we mnie w chęć poznania rzeczywistości, bo to, co w niej przeczytałem przerastało o dwa światy wszelka fantastykę, a przecież, nie było w niej niczego zmyślonego. Każdy akapit opisuje rzeczywistość, ale z takiej perspektywy, z jakiej wcześniej nie zdawałem sobie sprawy. Tam gdzie wcześniej dostrzegałem chaos wyłaniał się ukryty porządek, przejrzystość, drugie, trzecie, czwarte, piąte dno  ( jak śpiewał Kaczmarski )  i to wszystko dotyczyło mojego TU I TERAZ, właśnie tego wszystkiego, na co patrzą oczy niewidzące. Każde zdanie było poparte badaniami naukowymi do których autorka odsyłała jeśli jakiś dociekliwy umysł chciałby sprawdzić czy zadać dowodu. Wszystko zaczęło się ze sobą łączyć i  po kolei wpadły mi ( prawem serii ) następne książki Drugi Kod ( epigenetyka ), Więź (  tejże samej Lynn McTaggart ).  I stało się coś dziwnego. Po tej ostatniej książce na jakiś czas przestałem czytać. Książka zawsze była dla mnie fantastyczna przygoda z wyobraźnia , a teraz oto … wyobraźnia przerosła rzeczywistość. Czy wiesz, drogi czytelniku jak to jest, gdy patrzysz na drzewo w parku i czujesz się , jakbyś czytał z tego drzewa księgę życia ? .. ba , ono jest również genialnym matematykiem ( filotaksja, ciąg Fibonacciego )  oraz genialnym, milczącym guru jednocześnie. Po Więzi poczułem, ze wszystko jest powiązane ze sobą i nawet ludzie się odnajdują dzięki temu.
Nie zaprzestałem jednakze przygód z książkami zupełnie. Kangur zabrał mnie teraz w odległą przeszłość , w odpowiedzi na pytanie „jak to się zaczęło?  ” – do czasowa Pierwszej Ziemskiej Cywilizacji, która pozostawiła po sobie tajemnicze budowle megalityczne takie jak kręgi kamienne i ziemne wały – henges. To pierwsza książka której śladami mogę się udać i fizycznie wejść do kręgu i tam , w nim , otworzyć książkę … i  wejść w rzeczywistość przeplatana wyobraźnią. bo życie to książka. Czytajmy siebie i innych jak najcudowniejsze przygody życia , ale miejmy świadomość , ze to się dzieje naprawdę , a nie tylko na papierowych stronach książki , która kiedyś trzeba przecież zamknąć.
Kangur Tomek : )
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Koniecznie przeczytaj

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze