Może nawet ktoś kiedyś marzył o takiej bramie czy chociażby oknie, które pozwalałoby rzucić okiem na to, co kryje się za zasłoną codziennego, znanego nam doskonale świata.
Nie wiem, czy było to kiedykolwiek marzeniem Tomka Michniewicza. Zresztą, po lekturze jego książki, sądzę, że o nie musi marzyć o takim oknie. On po prostu je odnajduje. Osiem rozdziałów książki to osiem okien, które Autor otwarł na świat równoległy, świat, oddalony od naszego o krok, albo o tysiące kilometrów, świat, w którym życie toczy się według zasad dla nas niezrozumiałych.
Jeżeli mam być szczery, te okna dla Tomka są bardziej drzwiami. Próbuje wejść do tych światów, choć wie, że za każdym razem pojawią się te same dwa zasadnicze problemy. Pierwszy z nich znamy z mechaniki kwantowej: obserwacja zmienia obiekt obserwowany. A drugi sięga jeszcze głębiej, dotyka duszy, istoty człowieczeństwa: dziennikarz powinien pozostać obserwatorem czy uczestnikiem obserwowanych zdarzeń?
Książka mnie zauroczyła. Jak sam pisze, Tomek stara się bardziej poznawać niż odkrywać. Idzie tam, gdzie strach wejść, wchodzi w światy, które wypieramy ze świadomości, lub powierzchownie oceniamy, opierając się na naszych standardach. Zadaje niewygodne pytania, pokazuje palcem winnych, próbuje się rozprawiać z mitami. Żywy język i piękne zdjęcia dopełniają całości.
Zachęcam do lektury. Naprawdę warto!
Moja ocena: 9/10
Tomek Michniewicz, Świat równoległy
Przeczytasz w: < 1 minuty