Wybrałem się na kinową premierą filmu „Trzej muszkieterowie: D’Artagnan” z czystej ciekawości. A ciekawiło mnie, co zrobiono z książką ekranizowaną już tyle razy i przy okazji chciałem zobaczyć coś lżejszego 🙂
„Trzej muszkieterowie: D’Artagnan” – nowa odsłona klasyki
Więc z uśmiechem na twarzy zapraszam do obejrzenia historii młodego Charlesa D’Artagnana, który z pełnym zapału sercem udaje się do Paryża, pragnąc dołączyć do słynnych muszkieterów króla Ludwika XIII. Szybko wpada w wir przygód, znajdując się w centrum spisku zmierzającego do obalenia króla i wywołania wojny z Anglią. A tylko dzięki sprytowi i odwadze, które dzieli z legendarnym trio – Atosem, Portosem i Aramisem, mają szansę przeciwstawić się spiskowcom.
Przekształcenia oryginalnej opowieści Dumasa na wielkim ekranie
Wielbiciele prozy Dumasa mogą miejscami przecierać oczy ze zdziwienia, jak francuscy filmowcy potraktowali książkową opowieść. W większości są sceny przeniesione z oryginału na wielki ekran wiernie, ale niejeden wątek został przemodelowany. Skrócono niektóre, inne połączono, a jeszcze inne przeprojektowano do stopnia, gdzie trudno je rozpoznać. W efekcie tych zabiegów mamy film pełen wrażeń, napięcia i dramaturgii. Przyjaźń między głównymi bohaterami mogłaby być bardziej wyeksponowana, ale trzeba przyznać, że tempo filmu sprawia, że dwugodzinny seans mija szybciej niż niejedna 90-minutowa produkcja. I dobrze, że nagrano od razu drugą część, którą będziemy mogli oglądać jeszcze przed końcem tego roku.

Intrygujące kino przygodowe z elementami detektywistycznymi
Nowa interpretacja klasyka to emocjonujące kino przygodowe, z intrygującą zagadką detektywistyczną pchającą historię naprzód. Już od pierwszej sceny pełnej akcji, obserwujemy jak młody D’Artagnan staje w obronie uroczej, młodej damy, atakowanej przez nieznanych sprawców. Po pokonaniu przeciwników, chłopak chce upewnić się, że damie nic się nie stało, ale nie kończy się to dla niego szczęśliwie. Nie wiemy kim byli napastnicy, ani czego chcieli. Nie rozumiemy też motywacji pięknej blondynki, nie znamy treści listu, który miała przy sobie, ani tego skąd się wzięła i jaki związek z tym wszystkim ma tajemnicza kobieta grana przez zawsze olśniewającą Evę Green. Scena ta, trwająca może pięć minut od razu wciąga nas w film. Kolejne tajemnice pojawiają się praktycznie aż do napisów końcowych, a na niektóre odpowiedzi pewnie otrzymamy dopiero w drugiej części . To naprawdę nie są dwa oddzielne filmy, ale jedna długa historia podzielona na dwie części, aby nie musieć z niej zbyt wiele wycinać. I ten zabieg chyba się sprawdził – tak przynajmniej myślę po obejrzeniu pierwszej części.
Romantyzm w „Trzech muszkieterach: D’Artagnan” – dawka realizmu
Mimo to, warto zauważyć, że akcja pędzi jak szalona, co nie daje nam nawet chwili na nudę. Z drugiej strony, słynna przyjaźń, która łączy głównych bohaterów, jest nam znana tylko z opowieści, bo na ekranie niestety jej nie dostrzegamy. Cieszy, że wątek romantyczny został potraktowany z należytym szacunkiem. A ich romans dwojga ludzi jest pięknie pokazany na przestrzeni całego filmu, co dodaje filmowi na autentyczności. Nie ma tu miejsca na historię a la „Romeo i Julia”, gdzie dwoje młodych i pięknych jest gotowych oddać życie za tego drugiego po pięciu minutach znajomości.

Autentyczność scenografii i kostiumów – rzeczywistość Francji XVII Wieku
Film, licząc obie części jako jedną całość, jest jedną z najdroższych produkcji w historii francuskiej kinematografii (choć do 113 milionów „Asterixa na olimpiadzie” trochę mu brakuje) i naprawdę widać, że wydane pieniądze nie poszły na marne. Zamki, gospody i katedry wyglądają autentycznie, ponieważ większość filmu kręcono na lokacjach we Francji. Kostiumy wyglądają jakby były rzeczywiście noszone, sceny akcji są świetnie zrealizowane, a ujęcia zawsze pięknie oświetlone i klimatyczne, co dodatkowo podkreśla muzyka. Nasi filmowcy, którzy uraczyli nas swego czasu „Koroną królów” i kostiumami prosto od krawca, mogliby sporo nauczyć.

Problem z kamerą – drobna niedogodność w realizacji scen akcji
Jedynie od czasu do czasu, kamera bywała dla mnie drobnym problemem. Chociaż sceny pojedynków i strzelanin są pełne uroku, to jednak kamera trzymana w ręce czasami bardziej przeszkadza, niż pomaga. Obraz trzęsie się niemiłosiernie, co utrudnia dokładniejsze przyjrzenie się akcji. Szczególnie męczące jest to w scenach nocnych, gdzie słabe oświetlenie, podobne stroje i często deszczowa pogoda sprawiają, że wszyscy wyglądają tak samo.

„Trzej muszkieterowie: D’Artagnan” – czysta rozrywka bez morałów
Dawno nie spotkałem się z tak bezpretensjonalnym filmem przygodowym. Nie ma tu miejsca na męczące metafory czy nawiązania do rzeczywistości, nie ma też banalnych morałów. To po prostu dwie godziny czystej rozrywki na bardzo wysokim poziomie. Niemal wszystko w „Trzech muszkieterach: D’Artagnanie” działa tak, jak powinno. Są emocje, jest intryga, dobre aktorstwo, humor. Tak naprawdę jedynym, czego mi zabrakło, było wyraźniejsze ukazanie ciepłej przyjaźni i oddania, które powinno łączyć głównych bohaterów. Może ten wątek zostanie jeszcze rozwinięty w kontynuacji, i jako całość, opowieść o wiernych ludziach króla zasłuży sobie na jeszcze wyższą ocenę. Trzymam za to kciuki i z radością przyjmę więcej filmów tego typu.
Wyszedłem z kina uśmiechnięty i z przekonaniem, że tego właśnie chciałem – filmu, który mnie trochę rozerwie i przytrzyma w tych szalonych czasach, czego i Wam życzę 🙂