Podoba mi się u Cabre wszystko. Forma mnie lekko zaskoczyła, ale to świetny zabieg, który zmusza do skupienia i gwarantuje jednocześnie dużą dawkę humoru. Niekończące się zdania, przecinek za przecinkiem, zamiast dialogów (miejscami) powodował, że robiłam tą swoją minę (przez Cabre zmarszczka mi się na czole i między oczami pogłębiła) i pytałam sama siebie….ale o co chodzi???? Kiedy już się do tej formy przyzwyczaiłam (a poszło szybko, bo Cabre pisze niezwykle zajmująco) sprawiała mi wielką przyjemność, bo miałam wrażenie, że jestem w środku tego bohatera, w jego głowie, że jestem jego oczami i to moje myśli i obserwacje przelane zostały na papier. Doskonałe.
Ów tytułowy Jaśnie pan (cholera, taki z niego Jaśnie pan jak ze mnie królowa angielska ) to bardzo dobrze wykreowana postać. Pełny sprzeczności, cyniczny, zadufany w sobie, zadzierający nosa egoista i hipokryta. Zresztą cała ta społeczność u Cabre to parada hipokrytów. On jest niejako prawem, więc jego prawo nie dotyczy, jest tak wysoko postawioną osobą w Barcelonie (cóż za złudzenie), że nie potrafi sobie nawet wyobrazić, że i jego może dosięgnąć ręką sprawiedliwości. Chodzi na te bale, rauty i gdzie tylko, ale wszystkich ma za nic, każdy w jego opinii ma jakiś defekt, zawiść galopująca we wszystkich kierunkach. Ma swój mroczny sekrecik, bo któż nie ma, od posługaczki aż po prezesa sądu, bo ludzka natura ułomną jest i ze skłonnością do zbaczania ze ścieżek wytyczonych przez Boga i ludzi. Zwłaszcza jeśli jest się bogatym i wpływowym (ale nie ma takiego wpływu u Cabre, który nie byłby uzależniony od kogoś wyżej postawionego), a przynajmniej takie żywi się przekonanie o swojej wszechmocy, tym łatwiej z tych ścieżek zejść na manowce. W ogóle życie jaśnie pana to, moim zdaniem jeden wielki manowiec. W który sam się wpędził swoją butą, pychą, samouwielbieniem. A jakiż to sekrecik? A ma nasz jaśnie pan kochankę, gołąbeczkę, która spełnia jego marzenia w alkowie, na małżonkę liczyć nie może, ona oddana Bogu, dewotka, więc nie ma co liczyć na słodkie tet a tet w domowym zaciszu i z taką częstotliwością na jaką jeszcze go stać. Pech chce (a raczej Cabre), że pani jego serca oddaje swe serce, a właściwie to inny organ, część ciała, niemal wszystkim wokół i w przeróżnych konfiguracjach. Jaśnie pan to odkrywa i…rusza cały kołowrotek perypeti i zaskakujących wydarzeń.
Podoba mi się szalenie. Świat u Cabre pokazany na zasadzie ostrych przeciwieństw. Tytułowy jaśnie pan zafascynowany gwiazdami, patrzy na nie z zachwytem, na nieboskłonie tworzy opowieści wzniosłe a w serce i duszę ma parszywe i robaczywe, zepsute, zgniłe do szczętu. Podobny zabieg stosuje autor do ukazania Barcelony przełomu XVIII i XIX wieku. Zakłamana, pełna zawiści, rozpustna, rozpasana do nieprzytomności. Pełna darmozjadów, jaśnie państwa wszelkiej maści ale tylko z nazwy, bo gatunek ludzi najgorszy z możliwych. Bez skrupułów, ambitnych, a to połączenie nie wychodzi najlepiej nie dla nich samych oczywiście, tylko dla ludzi w jakiś sposób od nich zależnych czy choćby tylko przypadkiem stających na ich drodze. Wnikliwy, brutalny obraz barcelońskiej społeczności. I puenta…zawsze uważałam, że to pycha kroczy przed upadkiem, okazuje się, że i miłość, dobra…uciechy cielesne, również.
Cudowna, magiczna książka. Zakochałam się w Cabre choćby za to, że na dom schadzek Jaśnie pana z damą jego serca, znalazł tyle nazw, że zapełnił nimi półtorej strony.
Bawiłam się świetnie. Jest tu humor, szyderstwo, rozpacz, lęk, miłość, słowem niezwykłe bogactwo doznań. Ale zmusza autor jednocześnie do zastanowienia nad dobrem i złem, nad codziennymi aspektami życia, nad możliwością wyborów. I przestrzega, zawsze trzeba ponieść konsekwencje za swoje czyny, nie ma zła, które nie odbije się czkawką, czasem tak potężną….
Polecam bardzo