Słuchaj nas online

Informacje | Kultura | Rozrywka | Nauka

Suma własnych doświadczeń

Więcej od tego autora

Przeczytasz w: 3 minuty

Pewna nauczycielka w pewnej szkole często tłumaczyła swoim uczniom, że nie tyle brakuje im – mimo młodego wieku – mądrości, ile doświadczenia życiowego. Mówiła, że w trudnych sytuacjach przyjaciele są od wspierania, a od właściwego, mądrego doradzania – starsi, którzy zmierzyli się w swoim życiu z różnymi sytuacjami i różnie na nie reagowali. A tu, zgodnie z zasadą, że lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na swoich, można z ich doświadczeń czerpać garściami.

 

Inną sprawą jest, że – zdawałoby się – tak oczywista prawda powinna być właśnie prawdą oczywistą, to jak świat światem, częściej popełniamy własne błędy, powielamy po stokroć już popełnione przez innych pomyłki. Dlaczego tak jest? Czy ja wiem? Może każdemu z osobna wydaje się, że wie lepiej? Może każdy kolejny sądzi, że jemu się uda, że jest inny, lepszy, dokładniejszy, uważniejszy?… Wyjątkowy? Że to, co stu innym, jemu się nie przydarzy? Skąd takie myślenie, tak naiwne? Zapewne z młodości. I… braku doświadczenia. A jednocześnie właśnie w ten sposób zyskujemy doświadczenie – doświadczając własnych błędów.

 

Doświadczenie czyni nas dojrzałymi. Dojrzałość czyni nas świadomymi. Świadomość czyni nas odpowiedzialnymi. Za coś, za kogoś, za siebie… Tak, za siebie też. Przede wszystkim za siebie. Troszczymy się o siebie, martwimy się o siebie, dbamy o siebie… Nawet jeśli nie uświadamiamy sobie tego, opiekujemy się sobą, w mniejszym lub większym stopniu, ale tak właśnie jest. No i tu przechodzimy do sedna: w pewnym wieku bagaż doświadczeń jest spory. Czy właściwych doświadczeń, to już inna sprawa, czy właściwie je wykorzystujemy, to jeszcze inna sprawa. Czy wyciągamy wnioski i na nich budujemy – to kolejne ważne pytanie.

 

Doświadczenia w pewien sposób nas stwarzają, kształtują, sprawiają, że jesteśmy… jacyś. Nawet trudno to nazwać, doprecyzować jacy się stajemy, co nie zmienia faktu, że to kim jesteśmy, jacy jesteśmy, jest pewną wypadkową. Sumą wielu różnych czynników: wychowania wyniesionego z domu rodzinnego, wpływu środowiska rówieśniczego, środowiska lokalnego, mniejszych lub większych autorytetów, nauczycieli, ludzi przygodnie spotkanych, którzy w mniejszym lub większym stopniu odbili się w naszej pamięci, psychice, zostawiając małą cegiełkę czy choćby kamyczek… Być może to właśnie te drobne, mało znaczące zdarzenia, być może inne, przełomowe, sprawiły, że jesteśmy, kim jesteśmy.

 

Dlaczego czasami tak trudno żyć wśród ludzi? Albo raczej dlaczego trudno żyć nam z ludźmi? Przecież potrzebujemy ich do życia, jesteśmy istotami stadnymi, dla prawidłowego rozwoju i funkcjonowania potrzebujemy interakcji. Ale też wśród ludzi można być zupełnie wyobcowanym, wyizolowanym, można się o nich ocierać i nie mieć jednocześnie żadnego innego kontaktu. Żyjąc z ludźmi, musimy się liczyć z nimi, z każdym człowiekiem – jego potrzebami, oczekiwaniami, nastrojami. Z nim samym. To już nie jest istnienie obok, to jest współistnienie, czyli z założenia powinno być współdziałanie, współprzeżywanie, współ, wespół, czyli wspólnie. Jakże jednak sobie na to pozwolić, jeśli bagaż własnych doświadczeń jest zawsze z nami? A w nim – wiem, chcę, mogę, nie, tak, dość, jeszcze, itd, itp…

 

Bagaże są różne. Są różnie dobrane, spakowane. Czasami niepotrzebne rzeczy zabierają zbyt wiele miejsca, czasami innych rzeczy brakuje, bo zwyczajnie się o nich zapomniało. Jak sobie wówczas poradzić, będąc już daleko w podróży, daleko od domu? Wracać się czy może iść przed siebie, mniej lub bardziej świadomie wytyczoną drogą? Przyznać się do braków czy brnąć i udawać, że wszystko jest w porządku? Poprosić o pomoc, czy być twardzielem, który zawsze musi poradzić sobie sam? Żyć z drugim człowiekiem, żeby dawać mu siebie i z niego samego brać, czy żyć obok, tylko się ocierając, bezpiecznie we własnej skorupie, uśmiechając się uprzejmie? Tego nauczycielka dzieciom nie wytłumaczyła…

 

Suma własnych doświadczeń może być barierą, czasami nie do pokonania. Dojrzały człowiek wie, czego chce, wie, czego nie chce. On to wie. Wie i… I już! Jakże więc pozwolić innym na ingerowanie w swoje życie? Skoro wszystko już od dawna ma poukładane, dobrze znane? Dlaczego to zmieniać? Dlaczego eksperymentować, narażać się na ewentualne niepowodzenia? Po co tracić energię na nieznane, skoro znane jest synonimem bezpieczeństwa? A może tylko lenistwa? Może warto spróbować żyć wśród ludzi, z ludźmi, a nie tylko obok nich? Pozwolić na nowe akcje, interakcje, doświadczenia, sukcesy, porażki… Może suma własnych doświadczeń da pole na kolejne? Na życie w pełni, póki ono trwa?…

 

 

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Koniecznie przeczytaj

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najnowsze